8. I know you, I walked with you once upon a dream



Leciała na miotle przez ciemny las. Nagle, jej środek transportu jakby odmówił jej posłuszeństwa, a ona z głuchym stukotem opadła na zieloną trawę. Leżała na brzuchu, czując jak nie może oddychać przez ból w klatce piersiowej.
-Dorcas - usłyszała syczący głos, gdzieś niedaleko siebie. Rozejrzała się mimo bólu, jednak nikogo nie dostrzegła. Po chwili z lasu doszedł ją kolejny, ten sam dźwięk wypowiadający jej imię. Przerażona wstała, a po chwili poczuła przy swoim uchu oddech.
-Zawiodłaś mnie, wiesz? Myślałem, że jesteś bardziej... inteligentna. I mi NIE odmówisz - mruknął głos, jednak gdy odwróciła się, nikt za nią nie stał. - Nie sądziłem, że będziesz szpiegować. Nie sądziłem że mnie.. zdradzisz - poczuła jak jej nogi uginają się, a ona pada na twarz na ziemię. Po chwili z lasu wyszła mała, blond dziewczynka, stąpająca po zielonej trawie boso.
-Czarny Pan, chce Cię zabić osobiście. Osobiście. 

I know you, I walked with you once upon a dram

* * * 

Obudziła się przerażona.
Spojrzała na miejsce obok, w którym spokojnie spał Black. Przemęczona dziewczyna podniosła się z łóżka i podeszła do okna siadając od razu na parapet. Oparła głowę o szybę i przypomniała sobie dzisiejszy spokojny dzień. Jack zrobił obiad, Andromeda z rodziną pojechali popołudniu do domu, a potem we troje przenieśli się na pokątną na sylwestrowe zakupy. Jack wychodził do znajomej, więc pozwolił Syriuszowi zrobić "małą" imprezę. Przerażona czarna, od razu powiedziała że może lepiej pójdą do jakiegoś lokalu, jednak Jack się uparł a młody Black oszalał z radości. Od razu zakupił alkohol, i balony, a na jutro zaplanował jej cały dzień. Dziewczyny stwierdziły że przyjadą i jej pomogą, żeby biedna się nie zacharowała
-O czym myślisz? - usłyszała głos przy uchu i praktycznie pisnęła.
-Black ty gumochłonie! Chcesz mnie zabić? Na merlina...  - pacnęła go w ramię, a on przytulił ją do siebie.
-Nie mogę spać jak Cię nie ma koło mnie - powiedział całując jej odsłonięte ramię, a ona zamarła. Poczuła w sercu rozlewające się ciepło. Przerażona odsunęła się od niego.
-Syriusz... - szepnęła odwracając się do niego przodem. Spojrzał na nią tymi swoimi stalowymi oczami, a jej zrobiło się ciepło. - Nie możemy.
-Czego?
-Zachowywać się jak para. To nas Z N I S Z C Z Y - przeliterowała, a on zmarszczył brwi.
-Myślałem że już zachowujemy się jak para.
-I czas to zakończyć. Jesteśmy przyjaciółmi, jacy NORMALNI przyjaciele całują się? Albo śpią razem?
-Hej, kocie - powiedział kładąc jej dłoń na policzku - My jesteśmy sobą. Czy przyjaźń musi mieć określone reguły?
-Jak tak dalej pójdzie, to się w sobie zakochamy, a jak się zakochamy, to w pewnym momencie się znienawidzimy, Syriuszu - powiedziała, zabierając jego dłoń z twarzy i wstając z parapetu - A ja cholernie nie chcę Cię nienawidzić.

You'll love me at once, the way you did once upon a dream

* * *

Gdy obudził się, jej nie było. Tak samo jak gdy zasypiał. Przetarł dłońmi twarz, słysząc ciągle w głowie jej słowa "Jak tak dalej pójdzie, to się w sobie zakochamy...". Problem był jeden. To że on czuł że już się w niej zakochał. Przypomniał swoją ostatnią rozmowę z Rogaczem..

Siedzieli razem w Pokoju Wspólnym i odrabiali zadania, a on jedyne na czym mógł się skupić to czarna, siedząca na parapecie i czytająca jakąś książkę. Był początek grudnia, i już padał śnieg, oświetlając co jakiś czas jej sylwetkę
-Stary, co się z Tobą ostatnio dzieje? - zapytał James, a on spojrzał na niego przeciągle.
-O co Ci chodzi?
-Patrzysz na Dorcas i mam dziwne wrażenie ze za moment zaczniesz się ślinić. 
-Nieprawda - uciął, chowając twarz w książce i modląc się żeby przyjaciel zakończył temat.
-Co jest z wami?
-Przyjaźnimy się.


-I dlatego dziś w nocy gdy się obudziłem, ona wchodziła do pokoju i wślizgiwała się do twojego łóżka?
-Coś w tym złego?
-Nie. Tylko... stary. Zachowujecie się jak para. Niedługo się w niej zakochasz i w ogóle będzie... - dodał rogacz, i dopiero po chwili spojrzał na przyjaciela jakby go olśniło - Merlinie! Ty ją kochasz.
-Zamknij się stary.
-Zależy Ci na niej.
-Nieprawda - mruknął przewracając oczami. Spojrzał po chwili na jej postać.
-Jak to nie?
-Dobra, daj mi spokój.
-Najpierw się przyznaj. - Potter wyraźnie całkiem dobrze się bawił
-Tak, okej? Zależy mi na niej, mam ochotę teraz podejść i się do niej przytulić. Cały czas myślę tylko o niej. Chcę mieć ją blisko i chcę być pewny, że nic jej nie grozi. Nawet seks z innymi laskami już nie sprawia mi takiej przyjemności jak pocałunek z nią. Chcę żeby była moja, nie chcę patrzeć na nią w ramionach innego. Marze o niej. Lepiej Ci?- wyrzucił z siebie jednym tchem szepcząc, a oczy rogacza z każdym zdaniem coraz bardziej się rozszerzały.
-Całowałeś się z nią?- Rogacz najwyraźniej zapamiętał tylko tyle z całej wzmianki.
-Merlinie, daj mi siłę.

Zszedł po długich schodach i od razu skierował się w stronę kuchni. Siedziała tam z wujkiem, i śmiała się z czegoś. Gdy ją zobaczył, przystanął na moment chcąc zapamiętać tę chwilę. Tę, w której siedzi wśród jego jedynej rodziny i po prostu się śmieje. Nic innego nie było mu potrzebne do szczęścia. Nic.

I know you, that look in your eyes is so familiar a gleam

* * *

Stała w powiększonym magicznie salonie w domu wujka Blacka. Do sufitu były przyczepione balony i serpentyny, a wszystkie meble zostały zsunięte pod ściany. Rozejrzała się dookoła i stwierdziła że wszystko wyszło im idealnie. Po chwili z tłumu ludzi wyszła do niej Lily.
-Wow. Jest genialnie! - powiedziała starając się przekrzyczeć głośną muzykę. Czarna wzruszyła ramionami poprawiając koralową  sukienkę którą aktualnie miała na sobie.
 Wzrokiem starała się ominąć romansującego z jakąś dziewczyną Blacka. Starała się nie zwracać uwagi na to jak wzrok schodzi mu na jej odkryte piersi. Zmuszała się do stania w towarzystwie Nika Finnegana  tylko po to się czymś zająć. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak przejmuje się tym co robi Syriusz, ale miała ochotę w tym momencie rzucić urokiem w blondynkę a jemu dać w pysk. I to dosłownie.
-Na co patrzysz? - zapytała ruda, spoglądając w tym samym kierunku. Dorcas wzięła do dłoni pierwszy lepszy czerwony platkowy kubek z alkoholem i wypiła duszkiem całą zawartość. Rum. Nienawidziła rumu.
-Na nic - odmruknęła po czym wyszła na balkon. Nie zauważyła szerokiego uśmiechu swojej przyjaciółki.

5 godzin wcześniej
-Co z wami jest znowu nie tak? - zapytała Lily wchodząc do kuchni i zerkając podejrzliwie w stronę Blacka
-Z kim? - zapytał tonem wypranym z emocji, nawet na nią nie spoglądając
-Z tobą i Dorcas. Przedwczoraj było cudownie, wczoraj było okej, dziś już jesteście nie do zniesienia. Więc? 
-No co? Jej się zapytaj.
-Pytam Ciebie - odwarknęła ruda, stając naprzeciwko jego krzesła, i zmuszając go by na nią spojrzał - więc?
-Ona nie chce się pakować w związek bo "to nas zniszczy" - powiedział cytując jej słowa z przekąsem.
-Czyli..ty chcesz się pakować w związek? - zapytała siadając z wrażenia.
-Ruda. Powiem Ci coś, co nie jest w moim stylu, i możesz mi wierzyć lub nie, ale cholernie mi zależy na tym żeby ona była szczęśliwa. Nie chce ze mną być? Okej. Chce? Jeszcze lepiej! Ale na ten moment, ja nie mogę dłużej się w to wdrażać. Bo za każdym razem, kiedy już myślę że ją mam, jak na balu, albo tuż przed nim, albo wtedy w kuchni u Potterów, nagle okazuje się że nic z tego i dostaje kubłem zimnej wody. Nie umiem już się tym wszystkim zadręczać. 

-Przecież ona Cie kocha.
-C...co? - na początku przeraził się jednak po chwili w jego sercu pojawiło się uczucie ciepła - Napewno nie. 
-Napewno tak. Sama to powiedziała. 
-Pewnie chodziło o przyjacielską miłość - mruknął 
-Postaraj się, żeby była zazdrosna. Żeby twoja uwaga nie skupiała się na niej. I wierz mi lub nie, zobaczysz jak to wszystko wygląda NAPRAWDĘ. 

And I know it's true that visions are seldom all they seem

* * * 

Spojrzał na czarną która właśnie zmierzała przez salon, aż w końcu dotarła do drzwi balkonowych. Otworzyła je z dużą siłą i zatrzasnęła z takim hukiem że osoby siedzące przy ścianie spojrzały na nią.
-Przepraszam - powiedział do jakiejś cycyatej blondynki, i ruszył w stronę balkonu, uśmiechając się szeroko do Lily stojącej nieopodal. Ruda uratowała go. Chwycił się jej słów jak tonący brzytwy, i udało mu się. Meadowes co chwilę na niego zerkała, udając zainteresowanie Nikiem, jednak co chwile patrzyła na niego. Uśmiechnął się do siebie. Udało mu się.
-Jak się bawisz? - zapytał opierając się o szklane drzwi. Przestraszona dziewczyna podskoczyła na dźwięk jego głosu, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Czego chcesz, Black? - zapytała patrząc na niego.
-Pogadać, przyjaciele chyba mogą rozmawiać, prawda? To nas nie "niszczy"? - zapytał podchodząc do niej powoli. Dziewczyna zmrużyła oczy.
-Myślę że nie mamy o czym rozmawiać.
-Dlaczego jesteś na mnie zła? - udał że się zdziwił i nie wie o co jej chodzi.
-Nie jestem na Ciebie zła! - wykrzyknęła, a on podniósł brwi do góry - Idź do koleżanki, wyraźnie za tobą tęskni - powiedziała wskazując na szybę, za którą w odległości kilku metrów stała ta sama blondynka.
-Wolałbym żeby ktoś inny za mną tęsknił - mruknął, odgarniając z jej czoła zbłąkany kosmyk.
-Niedoczekanie - odpowiedziała, po czym weszła do domu, zostawiając go samego. Czy oby na pewno tak to miało wyglądać?

But if I know you, I know what you'll do

* * *

-Nie mam siły - powiedziała Alicja siadając na jednej z kanap, gdy wszyscy już wyszli, a muzyka została ściszona do lekkiego pomrukiwania.
-Ja też - szepnęła Ann zdejmując szpilkę i rozmasowując sobie stopę.
-Ale pomożecie mi sprzątnąć? - zapytał przerażony Black. Wszyscy pokiwali głowami, i zaczęli rzucać proste zaklęcia, dzięki czemu wszystko powracało na swoje pierwotne miejsce.
-Lily, co robisz jutro? - zapytała Dorcas, a ruda spojrzała na nią podejrzliwie.
-Śpię do popołudnia, a potem uczę się, a co?
-Mogę pospać z Tobą? - zapytała robiąc kocie oczy, na co ruda pokiwała przecząco głową.
-Nie ma szans. Rodzice są za mnie wściekli po naszej ostatniej nocce razem

You'll love me at once, the way you did once upon a dream

________________________________________________________________________________

Jestem podłamana ilością komentarzy na tym blogu :(
Jednak mam nadzieje, że ktokolwiek zacznie czytać to opowiadanie, bo za bardzo je lubię, żeby je opuścić. 
KOMENTUJCIE :)

7. Comes back and begs me to catch her every time she falls.


SHE WILL BE LOVED

Obudziła się w wyśmienitym humorze. Spojrzała na śpiące przyjaciółki, i zaśmiała się widząc ich roztrzepane włosy po poduszkach. Dziś wszyscy wyjeżdżali z zamku na Święta Bożego Narodzenia. Wszyscy, oprócz niej. Westchnęła głośno wstając. Zabrała koc z fotela stojącego w kącie, i chwyciwszy jeszcze książkę, zeszła do pokoju wspólnego. Położyła się na kanapie i napawała ciepłem bijącym od kominka. Nagle w pokoju pojawił się zaspany Syriusz, z kopertą w ręce. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, gdy odkrywał jej koc, i kładł się przy niej, otwierając po chwili list.
-Hmm.. Wujek Jack zaprasza mnie na święta. - mruknął, a Dorcas podniosła brwi.
-Nie znam go? - zapytała, a on się zaśmiał.
-Brat matki, ale bardziej jak ja, niż oni. - wyjaśnił, a ona uśmiechnęła się na dźwięk jego radosnego głosu.
-Wreszcie będę mógł spędzić święta przy swojej rodzinie, nie czując się dziwnie przy rodzicach Jamesa.
-Przecież oni Cię uwielbiają!
-Wiem, ale dziwnie mi tak, otwierać prezenty od nich i w ogóle. Już w sumie to już norma, ale wiesz...
-Rozumiem. - mruknęła wtulając się w jego ramię. Przyzwyczaiła się do tego że on jest obok.
-A ty, wracasz do domu, co?
-Nie, zostaje w tym roku w zamku. - mruknęła, jednak nie przejmując się jego nagle napiętym ciałem, zamknęła oczy i odłożyła książkę.
-Jedź ze mną.
-Co? - wstała nagle patrząc na niego jakby nagle przeszedł porażenie mózgu.
-No, jedź ze mną. Będziesz tu sama siedzieć? Wujek się nie obrazi, a mi będzie raźniej.
-Nie. - urwała.
-Bez Ciebie nie pojadę. Jak ty zostajesz, to i ja zostaje - zaszantażował ją, a ona spojrzała na niego wrogo.
-Żartujesz sobie ze mnie.

"I don't mind spending everyday
Out on your center in the pouring rain"

* * *

Nie żartował. Stała w Hogsmeade w towarzystwie profesor McGonagall i Syriusza, czekając aż przyjdzie czas na ich świstoklik.
-No moi kochani, możecie ruszać - powiedziała kobieta, a oni chwycili starego kafla. Po chwili byli na zielonej polanie, a wśród nich były tylko drzewa. Syriusz spojrzał przed siebie nie widząc nic po za mchem i ewentualnie jakąś sarną w oddali.
-Co jest? - zapytał odwracając się - O! - wykrzyknął zdziwiony. Dorcas odwróciła się i zdziwiona sapnęła. Przed nią stał cudowny dom, piętrowy, na górze zrobiony z brązowego drewna, na dole z ciemnego marmuru. Wielkie, sięgające od sufitu do podłogi okna. Dziewczyna sapnęła z podniecenia.
-Jezu, jakie cudo - szepnęła patrząc jak Black podchodzi i puka do drzwi. Po chwili otworzył im cudowny wręcz, wysoki brunet. Miał około czterdzieści lat, i uśmiechał się od ucha do ucha.
-Syriusz! - wykrzyknął ściskając siostrzeńca - A to pewnie... Dorcas o której tyle pisałeś w ostatnim liście, tak?
Dziewczyna pokiwała twierdząco z uśmiechem, podając mężczyźnie dłoń.
-Wchodźcie, już wszyscy są.
-Wszyscy?
"My heart is full and my door's always open,
You come anytime you want"

* * *

I tak zaczął się jego horror. Cóż, niczego niespodziewający się Syriusz, w przedsionku domu dostrzegł Andromedę ze swoim mężem Tedem, i ich dwuletnią córeczkę Nimfadorę. Mały brzdąc od razu przykleił się do jego nogi, a zaskoczona kuzynka przytuliła go mocno, pytając jak się czuje. Brunetka od dawna nie miała kontaktu z rodzicami. Wiedziała co dzieje się w jej rodzinie, kto z kim się żeni albo rozwodzi, jednak nie chciała mieć z nią nic wspólnego. Szczególnie po tym, jak potraktowali Teda - jej mugolskiego męża. Zdziwiona Dorcas tylko uśmiechała się na ten obrazek.
-Czekaj, czekaj.. Dorcas? - zapytała dziewczyna, a Meadowes znieruchomiała. Czarna miała nadzieję że Andromeda jej nie pozna. - Jejuniu, jak ty wyrosłaś! Słyszałam o sprawie z twoimi rodzicami.. Przykro mi, ale pamiętaj nie jesteś sama. W sumie to wszyscy jesteśmy na wygnaniu - powiedziała tuląc ją do siebie. Znad jej ramienia zobaczyła zdziwionego Syriusza, a jego wzrok mówił jednoznacznie "musimy pogadać".

"It's not always rainbows and butterflies
It's compromise that moves us along"

* * *

-Słuchajcie gołąbeczki, z racji tego że mamy tutaj Andromedę i Teda, mam tylko jeden wolny pokój. A jako że mam w niego wstawione tylko jedno łózko, nie wiem czy nie będzie..
-Nie, wszystko w porządku - powiedział szybko Syriusz, a Jack uśmiechnął się szeroko. Swoją droga, ile można się uśmiechać?
-No, to widzimy się na wigilijnej kolacji. Start o 20! - powiedział wskazując im pokój. Czarna weszła do niego z obawą, wiedziała że gdy tylko zostanie z Blackiem sam na sam, zaczną się pytania. Sypialnia była przytulna, na środku stało wielkie łóżko, a oknach były jasne zasłony które sprawiały że pokój wydawał się być ciepły. Rzuciła się na łóżko i przykryła od razu kocem, zamykając uprzednio okno. Syriusz zamknął za sobą drzwi, i spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał siadając na przeciwko niej. Dotknęła jego dłoni, robiąc maślane oczy.
-Musimy o tym rozmawiać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, jednak widząc jego zdenerwowaną minę, spuściła wzrok i zaczęła mówić - Wyrzuciła mnie z domu, bo nie chciałam wyjść za Malfoya. - powiedziała, a on zdziwiony sapnął.
-Ale.. kiedy?
-Na początku wakacji.
-Dziewczyny nic nie mówiły - powiedział robiąc śmieszną minę
-Bo one nic nie wiedzą. Mieszkałam całe wakacje w dziurawym kotle.
-CO? Dlaczego nic nie powiedziałaś? Dorcas! - warknął, a ona spojrzała na niego tymi łanimi oczami. Nie wiedział co zrobić, dlatego przyciągnął ją do siebie, i przytulił mocno.
-Nigdy więcej nie zataisz takiej rzeczy.

"Ask her if she wants to stay a while
And she will be loved"

* * *

Obudziła się gdy budzik stojący na stoliku nocnym zadzwonił. Była dziewiętnasta. Spojrzała na wciąż śpiącego przy niej Syriusza. Po słonych łzach, które spływały zaparcie po jej policzkach w czasie ich wcześniejszej rozmowy, nie było śladu.
-Syriusz - szepnęła kładąc się przy nim. Mruknął cicho, jednak nie otworzył oczu. - Budź się, czas wstawać. Musimy się przebrać.
-Jeszcze pięć minut- szepnął, a ona westchnęła wstając z łóżka. Weszła do łazienki która znajdowała się w ich pokoju i od razu wzięła prysznic. Gdy wyszła z wanny, całe lustro było zaparowane. Szybko wyprostowała włosy, i zrobiła makijaż, ubierając od razu bieliznę. Spojrzała na sukienkę, którą przygotowała, i ogarnęły ją wątpliwości. Czarna koronka wydawała się być teraz zbyt.. ekstrawagancka. Ubrała ją na siebie, i spięła włosy w warkocz. Usłyszała głos Syriusza, że jest już gotowy i schodzi na dół, po czym zerknęła na zegarek. W jednej sekundzie podbiegła do łóżka w pokoju i wyjęła obcasy z balu Bożonarodzeniowego. Po chwili już opuszczała pokój, schodząc powoli z długich schodów, u których stóp stał Łapa. Black ubrany w garnitur, spojrzał na nią dopiero po chwili.
-Ślicznie wyglądasz - powiedział, otwierając szerzej oczy. Dziewczyna bez komentarza odwróciła się do niego tyłem. Spojrzała na niego w odbiciu lustra stojącego nieopodal nich. Położył swoją brodę na jej ramieniu, i objął.
-Już wiem co mają na myśli ludzie.
-Jacy ludzie?
-No w szkole..
-Ale, co?
-To, że do siebie pasujemy - pocałował ją w głowę, i wszedł do salonu.

"Know all of the things that make you who you are"

* * *

Gdy weszła za nim, oniemiała. Stół, stojący niegdyś na boku pokoju, teraz ustawiony był po jego środku, i wręcz uginał się od przeróżnych potraw. Spojrzała w stronę starszego Blacka, który w czarnym garniturze prezentował się wykwintnie. Po chwili podszedł do niego Syriusz, a ona gdyby ich nie znała, powiedziałaby że to ojciec z synem, albo nawet bracia. Wyglądali i zachowywali się identycznie.
-Dorcas, siadaj - głos Andromedy wyrwał ją z zamyślenia. Usiadła na krześle obok Łapy i modliła się w głowie, o to żeby nie musieli sobie składać życzeń.
-To może podzielmy się najpierw opłatkiem - powiedział Ted, a ona jęknęła w myślach. Wzięła kawałek białego wafelka w dłoń i podchodziła po kolei do każdej osoby życząc dosłownie to samo. W końcu, trafiła na ostatnią osobę.
-No.. - powiedziała patrząc w jego stalowe oczy.
-Życzę Ci.. nie wiem czego Ci życzyć. Chyba pójdę w banał. Szczęścia. I miłości. Dużo dzieci, i spełnienia marzeń.- Ze mną - pomyślał - A no i tego żeby egzaminy Ci dobrze poszły - powiedział kończąc swoje życzenia szybko.
-Nawzajem. - odsapnęła łamiąc się z nim opłatkiem. Chłopak spojrzał ukradkiem na rodzinę, zajętą sobą, i korzystając z nieuwagi chwycił ją za biodro i przyciągnął do siebie, łącząc ich usta w krótkim pocałunku.

"I know I tend to get so insecure
It doesn't matter anymore"

* * *

Weszła do pokoju spoglądając na chłopaka leżącego na łóżku z zamkniętymi oczami. Było jej głupio, że nie mogła pomóc w przygotowaniu kolacji, więc postanowiła pomóc sprzątać, i mimo wielu protestów ze strony rodziny Syriusza, uparła się. Jednak sprzątanie to była tylko przykrywka. Tak naprawdę bała się po prostu tego, co może wydarzyć się po powrocie do pokoju i chciała ten czas za wszelką cenę wydłużyć. Lekko podenerwowana chwyciła wcześniej przygotowaną piżamę i ruszyła czym prędzej do łazienki. Gdy zrobiła już wszystko, od prysznica, przez maseczkę i nawilżenie całej skóry, w końcu z westchnięciem zgasiła światło, i położyła się przy śpiącym mężczyźnie. Dotknęła lekko dłonią ust i poczuła przypływ ciepła. Od czasu balu jej stosunki z Blackiem zmieniły się nie do poznania. Nie tylko przez to, że wrócili do swoich starych nawyków jeszcze z piątej klasy, ale było też coś więcej.. Coś czego nie potrafiła opisać. Położyła się tyłem do niego, a już po sekundzie czuła jak jego ramiona oplatają jej ciało, jakby wyczuł jej obecność przez sen. Uśmiechnęła się. Szczęście. To chyba właśnie to uczucie ją ogarnęło.

"I know that goodbye means nothing at all
Comes back and begs me to catch her every time she falls"


* * *

-Syriusz, ale błagam Cię no !! - wykrzyknęła, gdy po raz kolejny wleciała w zaspę śniegu. Chłopak śmiał się wniebogłosy z jej zdenerwowania i mocno potarganych włosów. Ze wściekłą miną wstała, i po raz kolejny otrzepała się z białego puchu. - Jeszcze raz, i walnę w Ciebie jakimś urokiem - warknęła, a on zaśmiał się jeszcze głośniej, chwytając się za brzuch. Wściekła dziewczyna ruszyła do przodu, kierując się w stronę domu Pottera, a on stał tak chwilę, ocierając łzy szczęścia. Spojrzał za nią, czarny, długi płaszcz, czarne spodnie, i czarne buty na wysokim obcasie. Jedyne co odbijało się od czerni to puchaty, czerwony szalik i czerwone rękawiczki. Pamiętał złą minę wujka Jacka, gdy wychodziła bez czapki. Zaśmiał się cicho. On nosił czapkę, za to nie cierpiał rękawiczek. Ona nie znosiła czapek, ale za to ubierała zawsze rękawiczki. Podbiegł do niej, unosząc ją i obracając się wokół własnej osi. Dziewczyna pisnęła głośno, przestraszona.
-Chodź do Potterów, bo Pani Dorea Cię zabije. - powiedziała, gdy już postawił ją na ziemię. Chłopak spojrzał jej w oczy, a ona zrobiła zdziwioną minę. Nagle temperatura w powietrzu zdawała się podnieść o  kilkanaście stopni. Syriusz zbliżył do niej swoją twarz wkładając swoją dłoń w jej długie włosy, a ona już przygotowała się psychicznie na pocałunek. Już czuła jego usta na swoich, gdy nagle chłopak wycofał się, a na jej twarzy znalazła się mokra maź.
-BLACK! - wrzasnęła gdy otarła już twarz ze śniegu.
Dogoniła go dopiero gdy wchodził na podwórko Potterów. Zapukał dwa razy, a po chwili otworzyła mu piękna kobieta, o długich brązowych włosach i ciepłym spojrzeniu.
-Syriusz, Dorcas, nareszcie. Wszyscy już są! Wchodźcie - powiedziała, a oni weszli do środka. W domu naprawdę byli już wszyscy po za nimi. Gdy tylko weszli, przyjaciele spojrzeli na nich ukradkiem, i uśmiechnęli się do siebie. Dorcas widząc miny zebranych, spojrzała na Syriusza. No tak, oboje mieli czerwone policzki od mrozu i mokre ubrania od śniegu. Rozeźlona zdjęła płaszcz i buty po czym wchodząc do pokoju trąciła ramie Łapy tak, że biedny chłopak zdejmujący akurat buty prawie się wywrócił. Dziewczyna podeszła do Ann i zabrała od niej szczotkę, by wyczesać lód z włosów. Spojrzał na nią, i gdy już zdjął odzienie wierzchnie, podszedł do uczesanej już Meadowes i denerwując ją jeszcze bardziej, rozczochrał jej włosy.

"He was always there to help her"

* * *

-No mówię Ci, weź go ode mnie bo go dziś zabije - powiedziała do Lily gdy przygotowywały razem z Panią Potter herbatę i ciasto. Kobiety zaśmiały się, czując że wreszcie relacja Meadowes i Black wróciła na właściwy tor. Po chwili do pomieszczenia wpadł Syriusz, a rozeźlona Dorcas aż zamknęła oczy.
-Może pomóc?- zapytał, uśmiechając się szeroko do Dorei.
-Mi nie, ale możesz pomóc Dorcas kroić ciasta - powiedziała, na co czarna aż sapnęła.
-Czeeeeeeeeeeeeść - przeciągnął długo Black, uśmiechając się słodko do Meadowes.
-Spadaj, Black.
-Oj no nie gniewaj się - mruknął biorąc nóż do ręki. Nagle w kuchni zrobiło się cicho. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym nie było nikogo oprócz nich. - Kocie..
-Black, ostrzegam. Mam nóż, i nie zamierzam się zawahać przed użyciem go. - warknęła odwracając się w jego stronę. Chłopak uśmiechnął się lekko, dotykając jej dłoni i zabierając jej sprawnym ruchem ostrze. Odłożył go na blat, po czym stanął bliżej czarnej, schylając do niej twarz.
-Przepraszam - szepnął, a ona spłonęła rumieńcem. Mój ty Boże, ona spłonęła rumieńcem. To się nie zdarza. Nigdy. Chłopak dotknął jej policzka, a ona jak zaczarowana spojrzała się w jego oczy. Po chwili położył jej dłoń na szyi i przyciągnął ją do siebie, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku. Dziewczyna mruknęła w jego usta, a on uśmiechnął się, nie przestając jej całować.
Nie mógł się od niej oderwać. Odkąd pocałował ją w wigilię, myślał tylko o jej słodkich ustach. Odkąd zasypia przy niej, myśli tylko o cieple jej ciała, przy jego ciele. Chciał mieć ją przy sobie. Po prostu.
-Dorcas, przyszedł do nas list od Alicji z Par...Och, przepraszam - słysząc głos Ann, oderwali się od siebie, jednak gdy spojrzeli w stronę drzwi, były już z powrotem zamknięte.
-Mamy przerąbane - mruknęła Meadowes, wiedząc że od teraz,gdy tylko Ruda się o tym dowie, a dowie na pewno, nie da im spokoju.

"I've had you so many times but somehow
I want more."


_______________________________________________________________


Zaktualizowałam bohaterów. Zapraszam :)

6. We found love in a hopeless place.






Siedziała w jednej z długich ławek, starając się ze wszystkich sił powstrzymać łzy, podczas przemowy rodziców małej dziewczynki, której nie udało jej się uratować. Dyrektor nie owijał w bawełnę. Nie pozwolił na to, żeby prawda o śmierci jego pierwszoklasistki została zatajona. Po chwili wszedł na podwyższenie i zaczął swoją przemowę.
-Ponieśliśmy wielką stratę. Nie straciliśmy tylko uczennicy. Ale kolejną czarownicę, która powinna żyć jeszcze przez wiele, wiele lat. Dziewczynka ta, nigdy nie powinna była się znaleźć na polanie, wśród niebezpiecznych ludzi. Nie tylko dlatego że była uczennicą. Ale także dlatego, że było to jeszcze dziecko. LORD VOLDEMORT - Dumbledor zaakcentował słowo, a większość ludzi skuliło się na jego dźwięk - zabił NIEWINNE dziecko. W imię czego? Czystości? Wiary w swoje własne przekonanie? Głupotę?  Dziecko to zapadnie nam w pamięć. Nam wszystkim. Nie dlatego że przez niecały rok, wykazało się ogromną wiedzą, mimo że nie urodziła się w magicznym świecie, tylko dowiedziała się o nim po jedenastu latach swojego życia. Zapadnie nam w pamięć nie dlatego, że była naszą przyjaciółką, osobą żyjącą w naszej wspólnocie. Ale dlatego, że walczyła do końca. Dlatego właśnie, uważam, że macie prawo wiedzieć, co tak naprawdę się stało! Napadli na nią śmierciożercy ludzie Voldemorta. Podstępem wybawiając ją z zamku!
Potem torturując ją, zabili. Ministerstwo Magii nie życzyło sobie, bym o tym mówił. Ale nie mogę  na to pozwolić, ponieważ mimo tego, że pochodzimy z innych domów. Wywodzimy się z innych kultur, nasze serca, biją jednym rytmem. Rytmem, którego Lord Voldemort, nie zagłuszy. - Mężczyzna skończył podchodząc do rodziców dziewczynki, a ona dopiero zdała sobie sprawę z tego że wbija paznokcie w dłoń Syriusza z taką mocą, że przebiła się do krwi, a po jej policzkach od dawna płyną łzy.
-Jednak pamiętajcie - wykrzyknął, stojąc już przy końcu Wielkiej Sali - Gdy boimy się ciemności, zawsze możemy włączyć światło - powiedział, po czym wszystkie świece w wielkiej sali zapaliły się.

"No one will ever understand how much it hurts"

* * *

-Nigdzie nie idę, Lily. Nie mam ochoty. Nie było mnie na próbach, nie mam sukienki, ani butów, ani bielizny, ani nawet partnera. NIC. Nie idę, i już - Dorcas siedziała na łóżku starając się przemówić przyjaciółce do rozumu. Nie chciała iść. Nie chciała widzieć Deana. Na ten moment udawało jej się go unikać, ale ciężko będzie jej to zrobić na balu dla piąto, szósto i siódmio - rocznikaów.
-Dorcas..
-Bal będzie też w przyszłym roku. Jak w tym nie pójdę, to chyba Ci się krzywda nie stanie. Koniec dyskusji - powiedziała wchodząc do łazienki. Dopiero wczoraj przypomniała sobie o balu. A teraz, gdy dziewczyny dowiedziały się że ona nie chce iść, cały czas starały się ją namówić. Ale nie było opcji. Nie znajdzie wszystkich potrzebnych jej rzeczy w dwa dni. Bo dzisiaj mogła co najwyżej pocałować klamkę jakiegokolwiek sklepu. Nie idzie i już. Wyszła z łazienki, po czym zeszła do pokoju wspólnego.
-Co jest, kocie? - zapytał Black, gdy opadła koło niego na kanapie z głośnym westchnięciem.
-Lily mnie zdenerwowała. Nieważne - powiedziała, po czym położyła się kładąc mu głowę na kolanach.

"It's like you're screaming, and no one can hear"

* * *

-Na pewno nie chcesz iść? - zapytała Lily wkładając na siebie pudrową suknię bez pleców. Każdy który tańczył pierwszy taniec, zmuszony był iść na bal godzinę wcześniej, by "w spokoju" przećwiczyć układ przed wielkim wystąpieniem. Z łazienki wyszła Ann, a Dorcas zaczęła żałować że nie idzie. Blondynka miała śliczną białą sukienkę, którą mogłaby równie dobrze ubrać na swój ślub. Gdy do pokoju weszła Alicja, Meadowes była gotowa rozpłakać się, ubierając dres i biegnąc w stronę Wielkiej Sali. Brunetka wyglądała prześlicznie, w srebrnej kreacji. Jej marzenie się spełniło, bo tuż przed balem, Frank Longbottom poprosił ją, czy poszłaby z nim.
-Lily, daj mi spokój - powiedziała, po czym podeszła do niej poprawiając jej blond kosmyk wymykający się wciąż z jej koka.
-Jesteś głupia. Stracić widok Blacka w smokingu...
-A co mnie on obchodzi? - zapytała lekko zażenowana.
-Nie udawaj. Widziałam twoją minę, jak dowiedziałaś się, że idzie z Dianą Knot !
-Błagam Cię. Ona wygląda jakby się z Voldemortem na twarz pozamieniała - powiedziała Dorcas, na co dziewczyny się wzdrygnęły - Oj przestańcie. Jak możecie przestać się obawiać człowieka, skoro boicie się wymówić jego imię? - zapytała, jednak nie usłyszała odpowiedzi, bo do pokoju wpadł Peter.
-Idziecie? Już jesteśmy spóźnieni - powiedział, na co dziewczyny w popłochu zaczęły rzucać się na buty/perfumy/torebki.
-Odprowadzę was na dół. - powiedziała wychodząc za Ann i Alicją
-Już do was idę ! - wykrzyknęła Lily stojąca wciąż w pokoju. Schodziły po kolei a ona z satysfakcją oglądała jak chłopakom po kolei opadała szczęka.
-No nareszcie - sapnął Black. - Oj, kocie, kocie. Jak mogłaś mi to zrobić, i ze mną nie zatańczyć? - zapytał podchodząc do niej, i obejmując ją ramieniem.
-Diana Ci potowarzyszy. - powiedziała strzepując jego rękę. - Idźcie już, bo naprawdę się spóźnicie. - dodała gdy Lily już zeszła z okrągłych schodów.

"What it takes to come alive"

* * *

Gdy zniknęli za portretem Grubej Damy, odetchnęła z ulgą. Wreszcie mogła pobyć sama. Czuła ukłucie w sercu, jednak starała się o tym nie myśleć. Weszła po schodach i skierowała się do
dormitorium. Gdy weszła, od razu zmarszczyła brwi, widząc że na jej baldachimie wisi czarna płachta z zamkiem błyskawicznym. Podeszła bliżej, patrząc podejrzliwie. Sięgnęła po kartkę leżącą na łóżku, i uśmiechnęła się do siebie.

Dorcas!

Tak. Wiemy że nie chciałaś iść. Ale chyba nie zmarnujesz tak cudownej sukienki?

Twoje, L.A.A.

PS. Buty są pod łóżkiem, bielizna w szafce, a partner będzie czekał pod schodami o 20.00!

Spojrzała na zegarek który wskazywał dziewiętnastą dwadzieścia. Z prędkością światła podbiegła do szafki zaglądając do niej. Chwyciła kartonik z napisem "Dorcas", po czym otworzyła wieczko. Oniemiała z zachwytu. W czarnym woalu leżała czarna, koronkowa bardotka, do tego były figi tego samego rodzaju, pas do pończoch, i cieliste pończochy z czarną koronką. Przymknęła z zachwytem oczy. 
Wpadła do łazienki, po czym wzięła szybki prysznic. Gdy tylko stanęła przed lustrem, umyta, ubrana już w bieliznę, uśmiechnęła się do siebie, widząc jak świetnie na niej leży. Szybko pomalowała się , wyciągając co rusz inne mugolskie kosmetyki z kosmetyczki Lily i Ann. Gdy już do zrobiła, zaklęciem polokowała włosy, po czym część z nich spięła wsuwkami odsłaniając prawy profil. Wybiegła z pokoju w pośpiechu, po czym rozsunęła zamek, a jej oczom ukazała się najcudowniejsza suknia wieczorowa jaką w życiu widziała. Wykonana z czerwonego materiału. Ubrała ją na siebie delikatnie i pokręciła głową myśląc o dziewczynach, które trafiły idealnie w jej gust i wymiary. Schyliła się pod łóżko i wyciągnęła karton z butami. Wsunęła w nie stopy i z uśmiechem spojrzała w lustro. Wyglądała tak, jakby to ona wszystko wybierała. Spojrzała na zegarek i przestraszyła się widząc 20.03 , z pośpiechem wyszła z dormitorium i zeszła po schodach do pokoju wspólnego, rozglądając się za "partnerem". Chyba przede mną uciekł - pomyślała, a po chwili usłyszała za sobą szmer. Z mocno bijącym sercem odwróciła się, patrząc w stalowe oczy które tak uwielbiała.
-Syriusz?

"And we're standing side by side
As your shadow crosses mine"

* * *

Stanął w cieniu, słysząc odbijający się echem dźwięk obcasów. Gdy zobaczył ją, dwa metry przed sobą, stojącą tyłem do niego, zesztywniał.
Wyglądała... idealnie. Seksownie, kusząco, pięknie. Każdy mężczyzna, w tym i on sam, był jej. Miał ochotę nie iść na żaden bal, tylko chwycić ją w ramiona i zrobić to, o czym marzył od dawna - zatopić się w jej ustach. Przełknął ślinę, robiąc krok na przód. Dziewczyna zatrzymała się w półkroku, po czym odwróciła się w jego stronę, a jej mina z sekundy
na sekundę coraz bardziej wyrażała szok.
-Syriusz? - zapytała, a on uśmiechnął się do niej swoim stałym uśmiechem, podchodząc najbliżej jak mógł.
-Cześć kocie - szepnął - Ja miałbym zostawić najlepszą damską partię w Hogwarcie, na pastwę gnicia w dormitorium?
-Ty to wymyśliłeś? - zszokował ją jeszcze bardziej
-Nie bez pomocy. Odwróć się - powiedział, a ona jak zaczarowana, wykonała posłusznie jego polecenie. po chwili poczuła coś zimnego oplatającego jej szyję. Spojrzała na kolię. - Wyglądasz idealnie.

"You almost feel ashamed
That someone could be that important
That without him you feel like nothing"

 * * *

Gdy weszli do Wielkiej Sali, pierwszy taniec był już wykonany, a uczniowie siedzieli przy okrągłych stolikach. Wszystko wyglądało idealnie.
Spojrzenia od razu skierowane zostały na nich. Ona i on. Najpiękniejsza dziewczyna w szkole i łamacz kobiecych serc. To jakby księżniczka znalazła swojego księcia, i mieli żyć długo i szczęśliwie. Dotarli do stołu huncwotów, a ona od razu rzuciła się w stronę dziewczyn.
-Jesteście głupie. - szepnęła do nich, a one uśmiechnęły się do siebie.
-Nie licz na jakikolwiek prezent na święta - powiedziała Alicja, a Dorcas wybuchnęła śmiechem.
-Spokojnie. Nie będę. - powiedziała siadając przy stole.  Wielka sala wyglądała olśniewająco, z góry spadał śnieg, a cały wystrój utrzymany był w bieli, srebrze i błękicie. Powiększona specjalnie, by spokojnie pomieścić uczniów, i osobistości ze świata magii.

"Shine a light through an open door
Love and life I will divide"

* * *

-Ann, czy to nie twój tata? - zapytała Lily patrząc na mężczyznę siedzącego przy stole tuż obok Dumbledora.
-Taak, mówił że będzie. - powiedziała zerkając na ministra magii. Nie mogła nawet do niego podejść, by zapytać jak się miewa.
-Zatańczymy? - usłyszała szept przy uchu. Spojrzała na lunatyka. Wciąż się na niego gniewała. Nie wiedziała jak postąpić. W sumie, jego kłamstwo było podobnej formy co jej, ale z drugiej strony jemu z nich wszystkich było najtrudniej wybaczyć. Po dłuższym zastanowieniu kiwnęła głową, podając mu swoją dłoń. Stanęli na środku parkietu. Przytulił ją lekko do siebie. Uśmiechnął się lekko a dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
-Jak sie bawisz? - zapytał, czując jak strasznie za nią tęskni. Od jakiegoś czasu nie miał z nią styczności. Unikała go.
-Całkiem nieźle.
-Dalej jesteś na mnie zła? - szepnął, przybliżając swoją głowę do ucha.
-Nie wiem - mruknęła, jednak widząc jego szeroki uśmiech, nie mogła się nie uśmiechnąć. On, jakby wyczytując intencje dziewczyny, po prostu nachylił się, i pocałował jej usta.

"Turn away cause I need you more
Feel the heartbeat in my mind"

* * *

Siedział przy stoliku, patrząc jak James obkręca Lily tak, że dziewczyna prawie traci równowagę, i co chwilę wpada w jego ramiona, śmiejąc się w najlepsze. Po chwili zerknął na Dorcas, śmiejącą się z czegoś co powiedział do niej Longbottom. Wyglądała zjawiskowo. Nawet teraz, siedząc tutaj, widział jak inni faceci patrzą się na nią z pożądaniem. O mały włos nie warknął na Franka, gdy ten po prostu poprosił ją do tańca. Westchnął po czym wstał z krzesła i wyszedł z Wielkiej sali. Stanął przy wielkiej kamiennej barierce siadając na niej tak, by w spokoju móc oglądać księżyc odbijający się w tafli wody. Po chwili poczuł czyjeś dłonie oplatające go w pasie.
-Co tu robisz? - usłyszał JEJ głos
-Tak jakoś.. - mruknął, a ona się uśmiechnęła obracając go do siebie.
-Panie Black. Nie wiem czy to ważne, ale zaprosił mnie Pan na bal, i mnie zaniedbuje - tupnęła nogą z uśmiechem, a on podniósł zainteresowany brew w górę. - Nie zatańczyłeś ze mną jeszcze - założyła ręce na piersi, a jej uśmiech zniknął z twarzy. Uśmiechnął się do niej, wstając z zimnego marmuru, i podchodząc od razu do niej. Chwycił jej dłoń, a przez to że echo odbijało sie echem od ścian,  słyszeli doskonale muzyke. Przytulił ją do siebie, i zaczął kołysać się w jej rytm. Miał ochotę zabrać ją do swojego pokoju, i zanurzyć się w jej ramionach, całując całe jej ciało. Ale odpuścił.

"It's the way I'm feeling I just can't deny
But I've gotta let it go."

* * *

Śmiejąc się, szli w stronę pokoju wspólnego. Wszyscy huncwoci już dawno byli w pokoju. Zresztą nic dziwnego, słońce już wkradało się ponad horyzont. Spojrzał na blondynkę.
-Nie przyzwyczaję się do tych włosów - powiedział zakładając jej jeden z kosmyków w kok.
-I nie rób tego. Już niedługo ich nie będzie - uśmiechnęła się. - Nie chcę iść do pokoju.
Mówiąc to zrobiła tak zbolałą minę że nie mógł się nie zaśmiać. Pociągnął ją na trzecie piętro, i po chwili otwierał już drzwi do ich małego raju.
-Madam - powiedział do zdziwionej Gryfonki
-Jak?
-Niespodzianka. To pokój, który pojawia się gdy czegoś potrzebujesz. - powiedział wpuszczając ją do środka. Widok wbił ją w ziemię. Przed nimi rozprzestrzeniał piękny las, oświetlony przez tysiące gwiazd i księżyc w pełni. Po środku cudownej polany znajdował się ciemny koc, a na około nich rozprzestrzeniały się fioletowe kwiaty.
-James! - wykrzyknęła zdzwiona. Chłopak uśmiechnął się szeroko widząc jej zszokowaną minę.
-Jak Ci się podoba? - zapytał zamykając drzwi, i podchodząc do koca, ciągnąc ją za sobą za rękę.
-Jest cudownie - szepnęła kładąc się koło chłopaka. Od jakiegoś czasu, czuła się przy Potterze bezpiecznie. Szczęśliwie. Potrafił nawet w najtrudniejszych momentach ją rozweselić. Ale i ona, chciała być przy nim i wspierać go, coraz częściej. Chciała cieszyć się z jego sukcesów, i smucić się z nim z jego porażek. Spojrzała na niebo rozświetlone nagle spadającą gwiazdą. Szybko pomyślała życzenie. Żeby nigdy nic nas nie poróżniło, żebyśmy trwali razem wiecznie przy swoim boku. Zamyślony chłopak spojrzał na Lily, gdy ta miała zamknięte oczy. Uśmiechnął się do siebie. Kto by pomyślał rok temu, gdy zaczynała mu się podobać, że będzie teraz tu z nią leżał? Zadowolony z siebie dotknął jej policzka, pochylając się nad nią lekko. Dziewczyna otworzyła oczy przerażona, jednak po chwili to uczucie z jej twarzy zniknęło, zastąpione czymś innym, czymś czego nie potrafił określić. Jednak to dobre w jego mniemaniu uczucie sprawiło że odważył się pochylić na nią bardziej, i dotknąć jej ust po raz drugi w swoim życiu. Tym razem Evans nie pozostała mu dłużna. Przyciągnęła go do siebie mocniej, wplatając swoją dłoń w jego włosy. Uśmiechnął się między pocałunkami. Chciałby żeby ta chwila trwała wiecznie..

"We found love in a hopeless place"

________________________________________________________________________________________


Martwię się.
Może nie tym, że nikt tego nie czyta.
Ale na pewno tym że nikt nie komentuje.
Dzięki Ci Taylor, że mnie wspierasz :)
Rozdział specjalnie dla Ciebie, za to że mnie zmotywowałaś :)

5. Oh, You broke my heart...




Stały w dormitorium starając się uspokoić rozwścieczoną przyjaciółkę
-Do jasnej cholery Ann! Uspokój się - wrzasnęła Dorcas podchodząc do blondynki. Po wczorajszym eliksirze Pani Pomfrey dalej czuła się osłabiona.
-Ty też wiedziałaś?! Może wszyscy wiedzieli, i tylko ze mnie tej debil robił głupka? - wrzasnęła Ann strącając dłoń Alicji z pleców. 
-Uspokój się - powtórzyła czarna, na co Jones stanęła jak wyryta.
-TY TEŻ WIEDZIAŁAŚ? - odpowiedziała sobie na wcześniejsze pytanie. Spojrzała na przyjaciółki - OBIE WIEDZIAŁYŚCIE? - wrzasnęła, po czym nie widząc dużego odzewu z ich strony wybiegła z dormitorium robiąc hałas w pokoju wspólnym. Alicja spojrzała zdziwiona na dziewczyny. Bez zastanowienia wszystkie zbiegły za nią słysząc tłuczone szkło. Na ich szczęście było już późno, więc pokój wspólny zajmowany był przez nieliczną liczbę osób. Annabell chwyciła wazon stojący przy schodach i cisnęła nim w nieświadomego Remusa. 
-Ała! - krzyknął dostając naczyniem z wodą w ramie. Chłopak spojrzał jak dziewczyna z furią w oczach podchodzi do nich. Huncwoci jak jeden mąż wstali z kanapy, usunęli się Ann z drogi.
-Ty..ty..ty.. KŁAMCO PIERDOLONY ! - krzyknęła bijąc go na oślep w każdą część ciała
-Ann! - krzyknęła ruda stojąca przy schodach, ale ta dalej napierała swoim małym ciałem na Remusa. Z neutralnej perspektywy wyglądałoby to komicznie. Ona mała, niska, bije go a on wysoki i dobrze zbudowany chowa się przed nią za fotelem. 
-NIENAWIDZĘ CIĘ! - krzyknęła po czym wyjęła różdżkę. Wtedy zareagował Black.
-Ann, może oddasz mi... - jednak nie skończył, bo czarownica uderzyła w nim drętwotą
-ANN! - krzyknęła zdziwiona Dorcas, ale i jej nie posłuchała. Na około nich zaczęła się robić spora widownia.
-WY WSZYSTKO WIEDZIELIŚCIE! WSZYSCY! KŁAMCY! - krzyczała, rzucając zaklęcia gdzie popadnie i demolując pokój wspólny. Peter w końcu trafił w nią expelliarmusem, wytrącając blondynce różdżkę z ręki, ale wtedy ona znowu rzuciła się w stronę lunatyka z rękoma. Chłopak był tak oszołomiony, że nawet nie był wstanie wypowiedzieć słowa. W końcu James chwycił ją w pasie, odciągając ją od Lupina. Ta jednak kręciła się ciągle w jego ramionach.
-ZAUFAŁAM CI! - krzyknęła, a z jej oczu poleciały łzy - Zaufałam wam. - powiedziała na sam koniec uspokajając się, po czym po prostu odwróciła się i weszła po schodach do góry, zostawiając przyjaciół samych.

"I even lol'd man I should've known
Why, why you;re doing what you do"

* * *

-Jak..? - zapytał Remus, gdy już rozgonili gapiów i usiedli na kanapach. 
-Nie mam pojęcia - przerwała mu Dorcas.
-Ja chyba mam... - odezwała się Lily, a wszystkie oczy zostały skierowane na nią. - Rozmawiałam dziś z Tobą Remusie. W sowiarni. Musiała to usłyszeć. Nic innego nie przyszło mi do głowy. - powiedziała, a on przypomniał sobie ich rozmowę, w której radził się, czy powiedzieć ukochanej o sowim futerkowym problemie, czy
nie.
-Moje obawy się spełniły -powiedział śmiejąc się cynicznie.
-Myślę, że nie chodziło jej o twój problem, tylko o to, że dowiedziała się ostatnia - powiedziała Alicja, a dziewczyny pokiwały głową. 
-Co ja teraz zrobię? - szepnął.
-Dasz jej czas.


"I don't really have much to say"

* * *

Obudziły się rano praktycznie równo, co im się nie zdarzało. Wszystkie równocześnie spojrzały na łózko Ann, i przeraziły się, widząc że jest idealnie zaścielone, a jej kufer zniknął. Każda jak oparzona wypadła z łóżka. Dorcas od razu pobiegła do huncwotów. Otworzyła bez pukania drzwi poczym krzyknęła że Ann zniknęła, na co każdy z nich po chwili zerwał się z łóżka.
-Jak to zniknęła? - zapytał Lunatyk wciskając na siebie spodnie.
-Nie ma jej kufra - powiedziała biegnąc przed siebie do gabinetu dyrektora. Już z daleka widzała dziewczyny męczące się z hasłem.
-Czekoladowa żaba
-Strucel
-Żelki
-BUDYŃ - wykrzyknęła Dorcas, a schody się pojawiły. W jednej sekundzie całe siedem osób dosłownie wpadło do gabinetu Dumbledora bez pukania. Profesor wstał zza swojego biurka, spoglądając zaciekawionym wzrokiem na przybyszów. Tuż przed nim na dwóch krzesłach siedzieli Ann i jakiś mężczyzna. Meadowes dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, ze nigdy nie poznali jej ojca. Przerażona blondynka spoglądała co chwile to na huncwotów, to na dziewczyny, to na Dumbledora, jakby nie wiedząc co się dzieje.
-Hmm. Czy moi kochani uczniowie mogliby mi powiedzieć co robią w takich strojach w moim gabinecie? - zapytał przez uśmiech, a oni wszyscy spojrzeli po sobie. Każdy, no nie licząc Lupina, był w piżamie. Przerażona Lily zakryła się ręką, a Alicja schowała się za Peterem.
-My... do...ee... Ann - zaczął James, na co mężczyzna odwrócił się, a im wszystkim zrzedły miny. Przed nimi siedział minister magii. James spojrzał na Syriusza, i obydwoje pomyśleli to samo "koniec z marzeniami o pracy aurora". 
-Ann? - zapytał minister patrząc na dziewczynę. - Annabell, sądzę że mówią o Tobie. 
Dziewczyna pobladła, przymykając oczy, jednak pokiwała twierdząco głową.
Dyrektor siadł na swoim wysokim krześle i mruczał po nosem coś w stylu "ja z nimi do końca osiwieję".
-Cóż, Albusie, nie sądziłem że macie tutaj piżamowe soboty - powiedział przeciągle, udając surowego, jednak jego oczy śmiały się z siódemki dzieciaków w negliżu.
-Musimy porozmawiać. - powiedziała Dorcas, jako jedyna nie bojąca się swojego ciała. Od zawsze lubiła długie spodnie od piżamy, i do tej pory się to na szczęście nie zmieniło. 
-Przykro mi, ale ja wyjeżdżam. I nie mamy o czym rozmawiać - powiedziała, na co mężczyzna spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Albusie, myślę że przeniesienie mojej córki, zostawimy na razie w spokoju - powiedział, na co ich szczęki opadły ponownie.
-CÓRKI?

"You might as well just tell the honest truth
See I'm not really diwn with this"

* * * 

Siedzieli w dormitorium. Każdy zajął sobie jakieś miejsce, tak, by mieć na oku blondynkę. Dziewczyna patrzała cały czas w jednym kierunku. 
-Możesz nam to wytłumaczyć? - zapytała Alicja, na co blondynka cicho westchnęła.
-Co tu więcej wyjaśniać? Mój ojciec jest ministrem magii. Moja matka nie żyje. Voldemort zabił ją jako jedną z pierwszych, gdy mój ojciec powiedział ze się do niego nie przyłączy. Miałam dziesięć lat. Umówiłam się z nim, że nie będę nikomu nic mówić, żebym nie była tratowana inaczej. I tak, poznałam was, i czułam się wreszcie normalnie. Nie byłam już "Tą Anabell co jej mamę zabili" albo "Tą Anabell od ministra magii" - skończyła swój monolog. Dorcas spojrzała na huncwotów, dając znak żeby wyszli, i zostawili Ann i Remusa samych. Po chwili w pokoju była jeszcze większa cisza, przerywana tylko oddechami dwójki osób.
-Jesteś hipokrytką - zaczął, na co ona zmarszczyła brwi chcąc już mu coś odpyskować - nie przerywaj mi - dodał - Jesteś hipokrytką, bo nigdy nie dałaś się mi wytłumaczyć, JAK dowiedzieli się o mnie nasi przyjaciele. Jesteś hipokrytką, bo też miałaś sekret, i nikomu o nim nie powiedziałaś. Jesteś hipokrytką, bo też chciałaś mieć normalne życie, a zabroniłaś mieć go mi. Ja też jestem hipokrytom. Jestem nim, bo nie dam Ci odejść. I jeśli myślisz że przeniesiesz się do jakiejś innej szkoły, i o mnie zapomnisz, to jesteś w błędzie. Od problemów się nie ucieka Ann - wciąż mówił, wstając i siadając naprzeciwko niej na łóżku. - problemy się rozwiązuje.
-Masz racje. Ja nie powiedziałam nikomu. Nie wyróżniałam nikogo. Twój sekret, znał każdy oprócz mnie. Twojej dziewczyny. - zakończyła,wstając, ale złapał ją za rękę z powrotem sadzając przed sobą.
-Nikomu nie powiedziałem czym jestem.
-To że się domyślili, nie zwalnia Cię przed tym żeby mi powiedzieć.
-Vice versa. - odpowiedział. W pokoju zapadła długa cisza. - Co z tym robimy?
-Nie wiem.
-Wyjeżdżasz?
-Nie umiem.

"Why you tripping, let me hear that
I ain't trying to argue no more"

* * *

Zapukał cicho do drzwi. Po usłyszeniu "proszę", wszedł i zasiadł przed wysokim, siwym mężczyzną.
-Co Cię  do mnie sprowadza, Syriuszu? - zapytał Dumbledor odkładając pióro na blat.
-Ja.. Martwię się, tym co stanie się jutro z Dorcas, w czasie pogrzebu. Nie może Pan jej.. zabronić iść?
-Syriuszu...
-Ja rozumiem, że jej obowiązkiem jest pójście tam, ale ona prawie nie sypia!
-Syriuszu..
-I do tego jeszcze cała rodzina dziewczynki ma przyjechać...- powiedział, na co Dumbledor zmarszczył lekko brwi.
-Syriuszu. Myślę, że powinieneś porozmawiać, z Panną Meadowes. I być przy niej. To może teraz dla niej wiele znaczyć.

"Know I ain't got no biz, but it is what it is"

* * *

Spojrzał przez okno dormitorium. Z daleka zobaczył dziewczynę spacerującą po błoniach. To był idealny moment. Wybiegł czym prędzej z zamku, po drodze starając się przylizać włosy sterczące w różne strony.
-James? - zapytała ruda, odwracając się i spoglądając na szybko oddychającego chłopaka.
-Li..Lily - szepnął łapiąc się za serce i zginając w pół, starając się unormować oddech.
-Co Ci jest?
-Z..zmęczyłem się - odsapnął, a dziewczyna zaczęła się śmiać. -No co?
-Wyglądasz jakbyś przebiegł maraton - powiedziała, a chłopak spojrzał na nią mrużąc oczy.
-Wiem.. że może jest już trochę późno - powiedział, na co ona rozejrzała się dokoła.
-Jest piętnasta - zdziwiła, się a on klepnął się otwartą dłonią w czoło.
-Nie chodzi mi o to. Chodzi mi o to, że zostało mało czasu do balu, bo obudziłem się dość późno..
-Lekcje były na ósmą, więc chyba nie wstałeś aż tak późno - znowu mu przerwała, a on dosłownie warknął, widząc że ruda nieźle się bawi.
-Pójdzieszzemnąnabalbożonarodzeniowy?- zapytał na jednym tchu, a ona zmarszczyła brwi z uśmiechem
-Nie dosłyszałam - powiedziała podchodząc bliżej. James spojrzał na nią surowym wzrokiem.
-Czy ty się ze mnie śmiejesz?
-Ja? Nie śmiałabym ! - powiedziała zasłaniając dłonią usta. Chłopak przyciągnął ją do siebie, a jej zszedł uśmiech z buzi, i zastąpiony został wielkim szokiem. Potter uśmiechnął się z satysfakcją, po czym zbliżył się do niej nieznacznie, i dotknął jej ust.


'I told you I was weak for love"

* * *

Weszła do dormitorium. Od razu usłyszała płacz dobiegający z łazienki.
-Lily? - zapytała czarna, starając się wejść do pomieszczenia
-NIE WCHODŹ TU! - wykrzyknęła ruda, na co przerażona Dorcas otworzyła drzwi zaklęciem i wpadła do łazienki rozglądając się za Lily. Dziewczyna siedziała na ubikacji, w wielkim turbanie na głowie, zanosząc się płaczem.
-Co ty robisz? - zapytała, patrząc na rudą z nieodgadnionym wyrazem twarzy - W ciąży jesteś? - zapytała, na co ona pokiwała głową. - To co?
Evans odetchnęła głęboko, po czym wstała z ubikacji. Zdjęła ręcznik z włosów, a Meadowes zamarła.
-Coś ty zrobiła głupolu? - zapytała patrząc jak jej niegdyś rude kosmyki teraz były w kolorze jasnego blondu.
-Chciałam je lekko rozjaśnić zaklęciem, na bal. Tylko na bal. To zaklęcie znika po dwóch tygodniach. Ale rozjaśniłam je za bardzo. Myślałam, że jak je umyje, to będzie lepiej. - powiedziała, wycierając oczy dłonią.
-Ale.. jest ładnie. Inaczej - powiedziała Dorcas, sadzając ją przed toaletką, zasłaniając lustro. Otworzyła książkę z zaklęciami dla czarownic i ułożyła jej włosy, robiąc przy okazji makijaż, na jaki sobie nigdy nie pozwalała. Po chwili, Dorcas zabrała narzucaną na zwierciadło ścierkę, a Lily zapiszczała z radości
-JEZU WYGLĄDAM JAK CZŁOWIEK! - wykrzyknęła
-No.. to człowieku. Teraz czas pokazać się innym - zaśmiała się czarna.

"What makes you think I'll stick around
I'm not as stupid as you sound"


* * *

Siedzieli w spokoju w Pokoju wspólnym, odrabiając wspólnie zadanie z eliksirów. W sumie, to Remus robił, a on z Rogaczem i Peeterem po prostu pisali to co on mówił.
-Ekhem - usłyszeli nad sobą, Black spojrzał do góry i oniemiał. Ruda.. znaczy, blond LILY! Spojrzał na Jamesa, który w tym momencie wyglądał jakby go patelnią jebnęli.
-I jak? - zapytała Dorcas, na co każdy pokiwał energicznie głową. Potter wstał, i podszedł dotykając końcówki włosów Evans.
-Ale to nie na stałe? Kochałem mówić do Ciebie rudzielcu - powiedział, na co dziewczyny odetchnęły z ulgą.

"And you sound really dumb right now 
form A to Z"

____________________________________________________

Nie mogłam nie wykorzystać Emmy jako blondynki, 
wybaczcie jeśli zniszczyłam wasz światopogląd xD


4. I'm friends with the monster.



Miesiąc później. 
Równo co tydzień od spotkania z psem, uzbrojona w różdżkę, chodziła w stronę błoni, by zobaczyć czy znów spotka wielkiego, czarnego wilczura, ale nigdy nie zaszczycił jej swoją obecnością. Do balu bożonarodzeniowego zostały już tylko dwa tygodnie. Nie licząc tego że wciąż nie miała sukienki, ani nawet siły na to by iść i kupić odpowiednio wygodne buty to z jednego była zadowolona. Jej życie wreszcie się prawie poukładało. Prawie, bo między nią, a Syriuszem dalej była przezroczysta nić nieporozumienia. Pod koniec zeszłego tygodnia dowiedziała się, siedząc w pokoju wspólnym, o jego zerwaniu z Nancy. Ale mimo tego, cały czas się do niej nie odzywał, a gdy widział ją z Deanem zazwyczaj znikał w mgnieniu oka. 
Był spokojny wieczór. Po ostatniej pełni dostała nauczkę, i wolała się nie wychylać tak późno z zamku. Siedziała więc w wierzy astronomicznej obserwując zakazany las. Zawsze ciekawiło ją to, co się w nim znajduje, a teraz gdy kilka dni temu spadł śnieg dodający mu tajemniczości, miała ochotę tam dosłownie pobiec. Nagle zobaczyła postać wychodzącą z zamku, i o ile normalnie by się tym nie przejęła, bo uczniowie mieli różne dziwne pomysły to dzisiaj, tej nocy, przeraziła się jak nigdy. Dziewczynka - sądząc po jej wielkości, z pierwszego lub drugiego roku szła przez śnieg, ubrana jedynie w białą, długą koszulę nocną, nie mając na małych stopach nawet skarpetek. Dorcas zerwała się z miejsca i zbiegła czym prędzej z okrągłych schodów. Po kilku sekundach była już na zewnątrz widząc białą postać daleko przed sobą, wchodzącą do zakazanego lasu. Przystanęła na chwilę z obawą, że jak wejdzie za nią, może stać się jej krzywda, jednak po głębszym zastanowieniu, nie mogła jej po prostu tam puścić samej. Gdy dobiegła do skraju krzaków zwolniła nieco kroku, co jakiś czas chowając się za drzewem. Nigdy nie była w tym miejscu, przez co czuła narastający w niej strach. W końcu dziewczynka zatrzymała się na sporej wielkości polance, a Meadowes została w cieniu za drzewami, chcąc zobaczyć dlaczego przyszła tu sama. Po kilku sekundach z przeciwnej strony wyszły dwie zakapturzone postacie. Nagle mała opadła na śnieg, a po chwili podniosła się, rozglądając w sposób jakby nie wiedziała jak tu trafiła. 
-Mugolskie dziecko. Tutaj. W Hogwarcie. NASZEJ szkole. - odezwała się jedna postać - mężczyzna z dziwnym akcentem.
-Gdzie ja..? - Nie zdążyła skończyć zdania, bo druga z zakapturzonych osób wypowiedziała słowo "Crucio" kierując zaklęcie w jej małe ciało.
-Ty, moja droga, będziesz przestrogą, dla Dumbledora i innych zdrajców krwi, by okazali szacunek Wielkiemu, Czarnemu Panu - mężczyzna, puścił zaklęcie, podchodząc do dziewczynki na odległość kilku metrów.  Podniósł różdżkę i już zaczynał wypowiadać Avadę Kadavrę, gdy Dorcas wyszła z cienia, podbiegając do dziewczynki i zakryła ją swoim ciałem i zaklęciem - tarczą.
-Młoda Panna Meadowes. Cóż. Ciebie nie bylo w planach. Rozkazy to rozkazy. - powiedział rzucając co rusz niewerbalne czarno magiczne zaklęcia. Dorcas opadała z sił, przez co jej tarcza była coraz słabsza. W końcu zaklęcia zaczęły przez nią przenikać, uderzając czarną w pierś. Dziewczyna odbiła się w powietrze upadając kilka metrów dalej z wielkim hukiem.
-Avada kadavra - krzyknął w stronę dziewczynki, a ona pisnęła ze strachu, zanim zaklęcie ugodziło ją w pierś. Mężczyźni zaśmiali się głośno po czym wystrzelili zaklęcie w czarne
chmury. Niebo rozbłysło się zieloną, trupią czaszką.
- Ale mogę Cię chyba szybko po torturować - powiedział rzucając w jej stronę Crucio. Ból rozdarł jej ciało, a z jej gardła wydobył się wrzask.

"You think I'm crazy, you think I'm crazy"

* * *

Usłyszeli wrzask. Syriusz spojrzał na rogacza pod postacią jelenia ze strachem w oczach. Remus oczywiście od razu pobiegł w tamtą stronę mijając ich w mgnieniu oka. Ruszyli za nim. Dobiegli na polanę, próbując zatrzymać przyjaciela przed zrobieniem jakiegoś głupstwa. Nigdy nie zdarzyło się im natrafić na jakiegoś człowieka, w chwili gdy Lupin był przemieniony w wilkołaka. Dostrzegli dwie osoby stojące nieopodal postaci ubranej na biało. Lupin targany rządzą rozerwania komuś gardła ruszył przed siebie, a James po chwili już stał przy wilkołaku, starając się go zatrzymać, co jakiś czas spoglądając na Łapę, stojącego w miejscu. Wzrok czarnego psa skierowany był na wielki znak, rozprzestrzeniający się nad niebem przed nimi. Zakapturzone postacie, które zauważyły ich dopiero gdy Lunatyk zaczął na nich warczeć, pozostali niczym się nie przejęci. Intruzi zostawili ciało małej osóbki i ruszyli w stronę drugiego, oddalonego o kilka metrów. Zobaczył jak czarnowłosa dziewczyna odwraca się na brzuch, patrząc na swoich oprawców, a z jej ust wylewa się krew. Gdy odrzuciła włosy na bok, oniemiał. Zakapturzona postać podniosła różdżkę, a on pod wpływem impulsu ruszył na niego, obalając jednym swoim ugryzieniem. Peter który przemienił się w międzyczasie w człowieka rzucił na niego drętwotę, dzięki czemu Black mógł zająć się drugim mężczyzną, rzucającym w niego różne zaklęcia. Po chwili James nie wytrzymał i puścił Lupina, który dosłownie zmiażdżył postać. Rozejrzał się po polanie. Podbiegł najpierw do dziewczynki, zdając sobie po chwili sprawę z tego że Avada ugodziła ją prosto w serce. Po chwili zawrócił do ciała Dorcas. Peter już wysyłał swojego patronusa do Dumbledora.
Podszedł do jej leżącego bezwiednie ciała, a ona otworzyła po chwili oczy, spoglądając prosto na niego. Jej źrenice rozszerzyły się, a w przypływie adrenaliny spróbowała się podnieść by uciec. Peter przytrzymał ją za ramiona, a on postanowił wreszcie wyznać jej swoją największą tajemnicę, ujawniając tym samym tajemnice swoich przyjaciół. Zmienił się w mgnieniu oka w swoją naturalną postać, kładąc jej dłoń na policzku. Dziewczyna sapnęła ze zdziwienia.
-Syriusz? - zapytała, a po chwili opadła w nicość słysząc tylko wycie.

"You're trying to save me, stop holding your breath"

* * *

Siedzieli kolejną godzinę w skrzydle szpitalnym. Na jednym łóżku leżał Remus, dochodzący do siebie po ciężkiej nocy, a na drugim Dorcas, zaatakowana przez nieznane im osoby. Dumbledor chodził w kółko, mówiąc ciągle o tym, jacy są nieodpowiedzialni, że nigdy nie powinni stać się w animagami, że pod żadnym pozorem nie powinni pozwolić Remusowi na opuszczenie wrzeszczącej chaty. 
-Profesorze - odezwał się wreszcie ciągle milczący Black, a staruszek zatrzymał się w półkroku- Gdyby nas tam nie było, musielibyśmy powiadomić uczniów o dwóch zgonach. Nie jednym. - powiedział, na co Dyrektor westchnął przeciągle.
-I to mnie najbardziej przeraża, Panie Black. - odpowiedział rozkładając ręce.

"And save me from myself and all this conflict"

* * *

James stał przed dormitorium dziewczyn. To na niego spadł obowiązek poinformowania ich o tym co zaszło w nocy. Oczywiście pomijając w historii wzmiankę o futerkowym problemie Lupina. Wciągnął głośno powietrze, po czym zapukał. Słysząc "proszę", nacisnął na klamkę i wszedł do pokoju. Rozejrzał się, jednak całe pomieszczenie było puste.
-Halo? - zapytał, a po chwili z łazienki wyszła Lily z mokrymi włosami i zaróżowionymi policzkami od gorącego prysznica.
-Oh, James - powiedziała mocniej zakrywając się szlafrokiem.
-Gdzie dziewczyny? - zapytał poważnie, na co ona pokiwała głową na znak, ze nie wie. Chłopak wypuścił ze świstem powietrze, po czym siadł na łóżku Dorcas zakrywając twarz dłońmi.
-Co się stało? - zapytała ruda klęcząc przed nim. Chłopak spojrzał na nią, i nie wiedział jak zacząć.
-Wczoraj zaatakowano Dorcas....
-Wczoraj? - przerwała mu 
-Tak. W nocy - szepnął przymykając oczy.
-O mój Boże. Wczoraj była pełnia. Czy Remus...? - zapytała a on prawie spadł z łóżka.
-O czym ty mówisz? - zapytał zdziwiony, a ona spojrzała na niego pobłażliwie.
-Błagam Cię, nie jestem głupia, i doskonale wiem że Lupin jest wilkołakiem. - powiedziała, na co on zrobił wielkie oczy. - Co jej jest? Ugryzł ją?
-Nie. W sumie, to ją uratował - powiedział, po czym opowiedział całe nocne zdarzenie. Lily zakryła sobie usta dłonią, od razu podbiegając do szafy. Wyjęła z niej kilka rzeczy po czym wbiegła do łazienki. Nie minęło kilka sekund gdy wyszła. W ostatniej chwili przed wyjściem z dormitorium wysuszyła zaklęciem włosy. Przy drzwiach odwróciła się do wciąż siedzącego na łóżku, zdziwionego Pottera.
-Idziesz?

"I'm friends with the monster, that's under my bed"

* * * 

Siedział przy jej łóżku. Rana już dawno się zagoiła, Remus już dawno się obudził, a ona dalej leżała, blada niczym porcelanowa lalka. Zmęczony po całej nieprzespanej nocy położył swoją głowę na jej nogach, przytulając się do nich. Znużony zamknął oczy, a po chwili poczuł czyjąś dłoń na głowie. Dopiero po kilku minutach zrozumiał że to nie sen, i dłoń głaszcze go po włosach. Otworzył oczy, i spojrzał na rozbudzoną Dorcas.
-Jezu, kocie - szepnął z ulgą. Wstał z krzesła i podszedł bliżej do niej biorąc jej chude ciało w ramiona i przytulając do siebie. Syknęła. Przerażony puścił ją, a ona się uśmiechnęła.
-Możesz mi do cholery jasnej powiedzieć, kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o tym całym cyrku? - zapytała a on zbladł. - Remus wilkołakiem, a wy co? Jego towarzysze życia?
-Dorcas...
-Nie Dorcasuj mi tutaj! - prawie wykrzyknęła, z bólem wymalowanym na twarzy podniosła się na łóżku opierając się o zagłówek i obejmując nogi ramionami. - Czy wyście oszaleli? Mogło wam się coś stać- warknęła a on spojrzał na nią z lekkim uśmiechem - co się szczerzysz?
-Martwisz się o mnie - powiedział
-Jasne że się martwię tumanie! Jesteście nieodpowiedzialni ! - warknęła.
-Gdyby nie my, już byś nie żyła - zdenerwował się, a ona w jednej sekundzie się uspokoiła, jakby wracały do niej wspomnienia z nocy.
-O mój boże - szepnęła, dopiero po chwili na niego zerkając - czy ona..?
-Nie. - przerwał jej nie chcąc słyszeć z jej ust słów "nie żyje". Dziewczyna pobladła a z jej oczu popłynęły łzy. Chłopak nie wiele myśląc usiadł na łóżku znowu biorąc ją w ramiona.
-Ćśś - uspokajał ją, kołysząc w ramionach. W takiej pozycji zastał ich Dumbledor.
-Panienko Meadowes - powiedział patrząc na to jak się od siebie odrywają, z nad swoich okularów-połówek.
-Dzień Dobry, profesorze
-Proszę mi wszystko opowiedzieć. Po kolei. I ze szczegółami. - dziewczyna westchnęła lekko, po czym chwyciła dłoń Syriusza, jakby dodając sobie odwagi.
-Siedziałam w wierzy astronomicznej, kiedy zobaczyłam, że ta dziewczynka.. że ona wychodzi na dwór tak jakby wyszła dopiero z łóżka. Przestraszyłam się i pobiegłam za nią. Gdy doszła do polanki z naprzeciwka wyszły dwie, zakapturzone postacie. Powiedzili że ona jest przestrogą, dla Pana, profesorze i dla każdego zdrajcy krwi, po czym rzucili na nią crucio. Próbowałam ją obronić, ale szybko mnie ogłuszyli. Potem Syriusz rzucił się na jednego z nich, gdy juz zabił.. - szepnęła, a do jej oczu dopłynęły łzy. - no i Remus.. - dodała spoglądając na śpiącego przyjaciela.
-Tak. Chyba rozumem. - powiedział dyrektor
-Ale ja nie - odezwał się Black. - Komu przeszkadza mała dziewczynka?
-Voldemortowi.

"Cause the very thing that I love's killing me and I can't conguer it"

* * *

-Idzie wojna - powiedziała Ann a wszyscy spojrzeli na nią z zaskoczonym wyrazem twarzy. Pani Pomfrey poskładała Remusa, i zanim pozwoliła wejść do skrzydła szpitalnego komukolwiek prócz huncwotom, dzięki czemu chłopak uniknął niewygodnych pytań, mówiąc że siedział z Syriuszem przy Dorcas. Teraz wszyscy zebrali się wokół jej łóżka i patrzeli na nią ze współczuciem. Od kilkudziesięciu minut, nawet po tym jak Dumbledor wyszedł, a huncwoci i dziewczyny weszli, trzymała rękę Syriusza.
-Dlaczego tak sądzisz? - zapytał Lupin
-Cóż. W przeciągu ostatnich tygodni wielu czarodziejów z mugolskich rodzin zginęło. Podobnie zresztą jak czarodziejów którzy związali się w jakiś sposób z mugolami.
-Skąd to wiesz? - zapytał leżący obok na łóżku Dorcas, Frank Longbottom. Biedny chłopak struł się rano zaczarowanymi czekoladowymi żabami. Dla Alicji, która kochała się we Franku od pierwszego dnia szkoły, "niedyspozycja" czarnej była na rękę.
-Tata coś wspominał w liście - mruknęła, zarumieniona.
-Skąd twój tata wie takie rzeczy? - zdziwił się James
-Z pracy - ucięła temat Ann, ale dziewczyny spojrzały na siebie przelotnie, wiedząc że dziś muszą porozmawiać.

"Call me crazy, but I have this vision"

* * *

-Panie Black! - usłyszał głos Pani Pomfrey, gdy wychodzili od Dorcas dając jej odpocząć. Oczywiście mineli się z Deanem, i w sumie to jego przyjście zmusiło ich do wyjścia z sali.
Chłopak witając się z czarną od razu zapytał z przekąsem "A co ty tu robisz?" w jego stronę. Nie wiedział czemu, ale nie chciał wchodzić między Meadowes i niego. Nie chciał jeszcze bardziej jej ranić, więc gdy prawie miesiąc temu, gdy ich relacje już zaczęły wchodzić na stary tor, a on chodził szczęśliwy jak nigdy, postanowił po "przyjaznej" rozmowie z Mikaelsem że odpuści sobie. I tak, znów zaczął jej unikać, a jego serce rozpadało się na milion kawałków. Postanowił więc, że aby o niej zapomieć, zaczenie spotykać się na boku z innymi. Oczywiście Nancy, która wiedziała o wszystkich najświeższych plotkach z Hogwartu, dowiedziała się o tym od razu, i tak zakończył się jego jak dotąd najdłuższy związek.
-Tak, Pani Pomfrey? - zapytał wchodząc do jej małej kanciapki przy wyjściu ze skrzydła szpitalnego.
-Pani Meadowes za jakieś dziesięć minut będzie mogła wrócić do dormitorium. Mogłby się Pan nią zająć? - zapytała, a on uśmiechając się lekko pokiwał twierdząco głową. Podszedł z powrotem do łóżka czarnej, w tym momencie oddzielonego kotarą, bojąc się co zobaczy. Co jeśli się ...? odrzucił od siebie tę myśl. Rozchylił lekko zasłonę, po czym widząc że Meadowes jest sama wszedł. Leżała plecami do niego, oddychając na pierwszy rzut oka spokojnie. Podszedł bliżej, siadając z powrotem na krześle, które wcześniej zajmował, i położył jej dłoń na ramieniu.
-Spierdalaj palancie. Możesz już sobie iść, i ogłaszać światu że zaliczyłeś Wielką Dorcas Meadowes - wybełkotała, ciągnąc lekko nosem.
-Wielką? - zapytał, a ona w jednej sekundzie odwróciła się do niego przodem.
-Ach. To ty - szepnęła, spowrotem kładąc głowę na poduszce.
-On Ci tak powiedział? - zapytał zaciskając pięść, gdy pokiwała twierdząco głową.
-Lubiłam go - powiedziała, a on poczuł ukłucie zazdrości w sercu. Przytulił ją do siebie ściągając wraz z kocem z łóżka i sadzając sobie na kolanach. Gdy miała gorsze dni, to była jedna z jej ulubionych pozycji.
-Zabije gnoja - powiedział a ona parsknęła śmiechem. -Poczekaj, co znaczy że on Cię zaliczył? - dodał, na co ona spojrzała mu w oczy podnosząc jedną z brwi.
-No kto jak kto, Black. Ale ty chyba powinieneś wiedzieć o co chodzi. - powiedziała a on zbladł.
-C..co?
-Żartuje. Chodziło o to, że nie wiem czy zauważyłeś, ale zazwyczaj nie bawie się w bycie czyjąś dziewczyną. A jemu się to udało. I będzie się teraz tym szczycić - mruknęła w jego szyję.
-Nigdy. Więcej. Tak. Nie. Żartuj. -powiedział akcentując każde słowo, czując jak uśmiecha się przy zagłębieniu jego szyi.

"Once told me to seize the moment and don't squander it"

* * *

Szli korytarzem. Było grubo po dwudziestej drugiej, kiedy Pomfrey w końcu wypuściła Dorcas, na samym końcu dając jej eliksir po którym niedługo zaśnie. Black położył jej dłoń na ramieniu, i przytulił, idąc z nią tak aż pod portret Grubej Damy.
-Jak się czujesz? - zapytał gdy rama przesuwała się tak, by wpuścić ich do opustoszałego pokoju wspólnego.
-Zimno mi. I słabo. - powiedziała uwieszając się na nim. Spojrzał na nią. Jej oczy same się zamykały. Eliksir zaczął działać - pomyślał, po czym podciął jej nogi w kolanach i wziął na ręce. - Co ty robisz, Black? - nagle oprzytomniała jednak po chwili opadła znowu z sił, zamykając oczy
-Przenoszę Cię przez próg, kochanie - szepnął jej do ucha gdy już zasnęła w jego ramionach.

"Turn nothing into something"

* * *

-Czy ty, Dorcas Meadowes, bierzesz sobie tego o to mężczyznę za męża? - zapytał stojacy po jej lewej stronie ksiądz. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszędzie biały tiul pomieszany z okropnym, zielonym woalem. Spojrzała na pierwszy rząd z obu stron. Niektórych kojarzyła z przyjęć matki, innych w ogóle nie znała. Spojrzała na Lily, która stała za nią, w sukience o okropnym kolorze zgniłej zieleni. 
Ruda spojrzała na nią smutnym wzrokiem, za nią Ann w tej samej sukience pokiwała przecząco głową a na końcu Alicja z sporawym brzuchem ciążowym zerkała na nią z przerażeniem. Spojrzała na sale. Gdzieś, w oddali widziała Pottera, Remusa, Petera. Była pewna że widzi też Longbottoma, ale nie była pewna. Przy drzwiach stał ON. Ubrany cały na czarno, jakby przyszedł na pogrzeb. Jego stalowe oczy wyrażały pustkę. 
-Kochanie? - Usłyszała szyderczy głos, i dopiero po chwili odważyła się spojrzeć przed siebie. Przed nią stał Malfoy, z obrzydliwą, zieloną muszką przy szyi. 
-Dorcas? - usłyszała głos gdzieś z boku. Spojrzała na dziewczynkę w białej koszuli nocnej, z gołymi stopami, kroczącą przez nawę główną - Czarny Pan, chce Cię zabić osobiście. Osobiście.

"Maby i need a straight jacket face facts, I am nuts for real"

* * * 

Obudziła się zalana potem, oddychając ciężko. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Dziewczyny już dawno spały, co wywnioskowała po kukułce, która wybiła piątą rano. Westchnęła cicho wstając z łóżka. Bała się. Bała się jak cholera, czując jak nogi się pod nią uginają gdy przypominała sobie małą dziewczynkę. Z tego wszystkiego nie zapytała nawet o jej imię. Ze łzami w oczach wyszła z pokoju i skierowała się do dormitorium huncwotów. Weszła po cichu i po chwili leżała już na łóżku Blacka.
-Kocie? Co się stało? - szepnął budząc się przez jej dotyk. Widząc jej łzy przeraził się.
-Miałam zły sen - szepnęła, na co on lekko się uśmiechnął.
-Przy mnie nic Ci się nie stanie - powiedział przyciągając ją blisko do siebie.
-Wiem, dlatego przyszłam.

"I'm just relaving what the voice in my head is saying"

* * *

Obudziła się, gdy zegarek obok łóżka Syriusza wskazywał dziesiątą. Nie poszliśmy na lekcje - pomyślała, czując rękę chłopaka na swojej tali. Gdy poruszyła się, obracając w jego stronę poczuła jak się budzi.
-Mógłbym tak codziennie - mruknął, a ona dopiero zdała sobie sprawę z tego, ze chłopak jest bez koszulki. Przęłknęła ślinę, czując jak jej wewnętrzne ciepło rośnie w zadziwiającym tempie.  - Która godzina? - podniósł się lekko po czym widząc zegarek opadł z głośnym westchnięciem na poduszki.  - Nigdzie się stąd dziś nie ruszamy - powiedział przyciągając ją do siebie i przytulając. Po chwili do pokoju wpadli huncwoci.
-Ty, wiecie że Peter potrafi zmieścić w buzi 10 pączków na raz?

"Keep knocking, nobody's home I'm sleepwalking"

* * *

Siedziała w blibliotece. Nidługo czekały ich egzaminy. A ona, nie miała ostatnio za dużo możliwości do nauki przez Dorcas, Remusa i przyjaciół. Podparła twarz na dłoni, czując że zaraz uderzy głową w blat ze zmęczenia, a jej blond loki opadły na twarz.
-Zamęczysz się - usłyszała cichy szept przy uchu. Przeszły ją ciarki. Spojrzała na Remusa siadającego obok niej.
-To tylko zaklęcia - mruknęła, a on się zaśmiał.
-Tylko? W każdej wolnej chwili się uczysz - powiedział z czarującym uśmiechem, przybliżając się do jej twarzy na kilka centymetrów . Dziewczyna spojrzała na niego lekko przestraszona.
-Mam mało wolnych chwil - powiedziała, gdy w końcu przyzwyczaiła się do jego bliskości. Ciągle nie mogła przyzwyczaić się do ich nagłego okazywania sobie uczuć. Czasami pocałowała go w policzek, ale mimo tego to było dla niej za dużo.
-Co jest między nami? - zapytał ni stąd ni zowąd.
-Ja... - szepnęła, a z jego twarzy natychmiast zszedł jej ukochany uśmiech. - Myślę że dużo - szepnęła, a on ponownie się rozweselił.
-Też tak myślę - powiedział całując ją w usta.

"Cause you never know when it all could be over tomorrow"