4. I'm friends with the monster.



Miesiąc później. 
Równo co tydzień od spotkania z psem, uzbrojona w różdżkę, chodziła w stronę błoni, by zobaczyć czy znów spotka wielkiego, czarnego wilczura, ale nigdy nie zaszczycił jej swoją obecnością. Do balu bożonarodzeniowego zostały już tylko dwa tygodnie. Nie licząc tego że wciąż nie miała sukienki, ani nawet siły na to by iść i kupić odpowiednio wygodne buty to z jednego była zadowolona. Jej życie wreszcie się prawie poukładało. Prawie, bo między nią, a Syriuszem dalej była przezroczysta nić nieporozumienia. Pod koniec zeszłego tygodnia dowiedziała się, siedząc w pokoju wspólnym, o jego zerwaniu z Nancy. Ale mimo tego, cały czas się do niej nie odzywał, a gdy widział ją z Deanem zazwyczaj znikał w mgnieniu oka. 
Był spokojny wieczór. Po ostatniej pełni dostała nauczkę, i wolała się nie wychylać tak późno z zamku. Siedziała więc w wierzy astronomicznej obserwując zakazany las. Zawsze ciekawiło ją to, co się w nim znajduje, a teraz gdy kilka dni temu spadł śnieg dodający mu tajemniczości, miała ochotę tam dosłownie pobiec. Nagle zobaczyła postać wychodzącą z zamku, i o ile normalnie by się tym nie przejęła, bo uczniowie mieli różne dziwne pomysły to dzisiaj, tej nocy, przeraziła się jak nigdy. Dziewczynka - sądząc po jej wielkości, z pierwszego lub drugiego roku szła przez śnieg, ubrana jedynie w białą, długą koszulę nocną, nie mając na małych stopach nawet skarpetek. Dorcas zerwała się z miejsca i zbiegła czym prędzej z okrągłych schodów. Po kilku sekundach była już na zewnątrz widząc białą postać daleko przed sobą, wchodzącą do zakazanego lasu. Przystanęła na chwilę z obawą, że jak wejdzie za nią, może stać się jej krzywda, jednak po głębszym zastanowieniu, nie mogła jej po prostu tam puścić samej. Gdy dobiegła do skraju krzaków zwolniła nieco kroku, co jakiś czas chowając się za drzewem. Nigdy nie była w tym miejscu, przez co czuła narastający w niej strach. W końcu dziewczynka zatrzymała się na sporej wielkości polance, a Meadowes została w cieniu za drzewami, chcąc zobaczyć dlaczego przyszła tu sama. Po kilku sekundach z przeciwnej strony wyszły dwie zakapturzone postacie. Nagle mała opadła na śnieg, a po chwili podniosła się, rozglądając w sposób jakby nie wiedziała jak tu trafiła. 
-Mugolskie dziecko. Tutaj. W Hogwarcie. NASZEJ szkole. - odezwała się jedna postać - mężczyzna z dziwnym akcentem.
-Gdzie ja..? - Nie zdążyła skończyć zdania, bo druga z zakapturzonych osób wypowiedziała słowo "Crucio" kierując zaklęcie w jej małe ciało.
-Ty, moja droga, będziesz przestrogą, dla Dumbledora i innych zdrajców krwi, by okazali szacunek Wielkiemu, Czarnemu Panu - mężczyzna, puścił zaklęcie, podchodząc do dziewczynki na odległość kilku metrów.  Podniósł różdżkę i już zaczynał wypowiadać Avadę Kadavrę, gdy Dorcas wyszła z cienia, podbiegając do dziewczynki i zakryła ją swoim ciałem i zaklęciem - tarczą.
-Młoda Panna Meadowes. Cóż. Ciebie nie bylo w planach. Rozkazy to rozkazy. - powiedział rzucając co rusz niewerbalne czarno magiczne zaklęcia. Dorcas opadała z sił, przez co jej tarcza była coraz słabsza. W końcu zaklęcia zaczęły przez nią przenikać, uderzając czarną w pierś. Dziewczyna odbiła się w powietrze upadając kilka metrów dalej z wielkim hukiem.
-Avada kadavra - krzyknął w stronę dziewczynki, a ona pisnęła ze strachu, zanim zaklęcie ugodziło ją w pierś. Mężczyźni zaśmiali się głośno po czym wystrzelili zaklęcie w czarne
chmury. Niebo rozbłysło się zieloną, trupią czaszką.
- Ale mogę Cię chyba szybko po torturować - powiedział rzucając w jej stronę Crucio. Ból rozdarł jej ciało, a z jej gardła wydobył się wrzask.

"You think I'm crazy, you think I'm crazy"

* * *

Usłyszeli wrzask. Syriusz spojrzał na rogacza pod postacią jelenia ze strachem w oczach. Remus oczywiście od razu pobiegł w tamtą stronę mijając ich w mgnieniu oka. Ruszyli za nim. Dobiegli na polanę, próbując zatrzymać przyjaciela przed zrobieniem jakiegoś głupstwa. Nigdy nie zdarzyło się im natrafić na jakiegoś człowieka, w chwili gdy Lupin był przemieniony w wilkołaka. Dostrzegli dwie osoby stojące nieopodal postaci ubranej na biało. Lupin targany rządzą rozerwania komuś gardła ruszył przed siebie, a James po chwili już stał przy wilkołaku, starając się go zatrzymać, co jakiś czas spoglądając na Łapę, stojącego w miejscu. Wzrok czarnego psa skierowany był na wielki znak, rozprzestrzeniający się nad niebem przed nimi. Zakapturzone postacie, które zauważyły ich dopiero gdy Lunatyk zaczął na nich warczeć, pozostali niczym się nie przejęci. Intruzi zostawili ciało małej osóbki i ruszyli w stronę drugiego, oddalonego o kilka metrów. Zobaczył jak czarnowłosa dziewczyna odwraca się na brzuch, patrząc na swoich oprawców, a z jej ust wylewa się krew. Gdy odrzuciła włosy na bok, oniemiał. Zakapturzona postać podniosła różdżkę, a on pod wpływem impulsu ruszył na niego, obalając jednym swoim ugryzieniem. Peter który przemienił się w międzyczasie w człowieka rzucił na niego drętwotę, dzięki czemu Black mógł zająć się drugim mężczyzną, rzucającym w niego różne zaklęcia. Po chwili James nie wytrzymał i puścił Lupina, który dosłownie zmiażdżył postać. Rozejrzał się po polanie. Podbiegł najpierw do dziewczynki, zdając sobie po chwili sprawę z tego że Avada ugodziła ją prosto w serce. Po chwili zawrócił do ciała Dorcas. Peter już wysyłał swojego patronusa do Dumbledora.
Podszedł do jej leżącego bezwiednie ciała, a ona otworzyła po chwili oczy, spoglądając prosto na niego. Jej źrenice rozszerzyły się, a w przypływie adrenaliny spróbowała się podnieść by uciec. Peter przytrzymał ją za ramiona, a on postanowił wreszcie wyznać jej swoją największą tajemnicę, ujawniając tym samym tajemnice swoich przyjaciół. Zmienił się w mgnieniu oka w swoją naturalną postać, kładąc jej dłoń na policzku. Dziewczyna sapnęła ze zdziwienia.
-Syriusz? - zapytała, a po chwili opadła w nicość słysząc tylko wycie.

"You're trying to save me, stop holding your breath"

* * *

Siedzieli kolejną godzinę w skrzydle szpitalnym. Na jednym łóżku leżał Remus, dochodzący do siebie po ciężkiej nocy, a na drugim Dorcas, zaatakowana przez nieznane im osoby. Dumbledor chodził w kółko, mówiąc ciągle o tym, jacy są nieodpowiedzialni, że nigdy nie powinni stać się w animagami, że pod żadnym pozorem nie powinni pozwolić Remusowi na opuszczenie wrzeszczącej chaty. 
-Profesorze - odezwał się wreszcie ciągle milczący Black, a staruszek zatrzymał się w półkroku- Gdyby nas tam nie było, musielibyśmy powiadomić uczniów o dwóch zgonach. Nie jednym. - powiedział, na co Dyrektor westchnął przeciągle.
-I to mnie najbardziej przeraża, Panie Black. - odpowiedział rozkładając ręce.

"And save me from myself and all this conflict"

* * *

James stał przed dormitorium dziewczyn. To na niego spadł obowiązek poinformowania ich o tym co zaszło w nocy. Oczywiście pomijając w historii wzmiankę o futerkowym problemie Lupina. Wciągnął głośno powietrze, po czym zapukał. Słysząc "proszę", nacisnął na klamkę i wszedł do pokoju. Rozejrzał się, jednak całe pomieszczenie było puste.
-Halo? - zapytał, a po chwili z łazienki wyszła Lily z mokrymi włosami i zaróżowionymi policzkami od gorącego prysznica.
-Oh, James - powiedziała mocniej zakrywając się szlafrokiem.
-Gdzie dziewczyny? - zapytał poważnie, na co ona pokiwała głową na znak, ze nie wie. Chłopak wypuścił ze świstem powietrze, po czym siadł na łóżku Dorcas zakrywając twarz dłońmi.
-Co się stało? - zapytała ruda klęcząc przed nim. Chłopak spojrzał na nią, i nie wiedział jak zacząć.
-Wczoraj zaatakowano Dorcas....
-Wczoraj? - przerwała mu 
-Tak. W nocy - szepnął przymykając oczy.
-O mój Boże. Wczoraj była pełnia. Czy Remus...? - zapytała a on prawie spadł z łóżka.
-O czym ty mówisz? - zapytał zdziwiony, a ona spojrzała na niego pobłażliwie.
-Błagam Cię, nie jestem głupia, i doskonale wiem że Lupin jest wilkołakiem. - powiedziała, na co on zrobił wielkie oczy. - Co jej jest? Ugryzł ją?
-Nie. W sumie, to ją uratował - powiedział, po czym opowiedział całe nocne zdarzenie. Lily zakryła sobie usta dłonią, od razu podbiegając do szafy. Wyjęła z niej kilka rzeczy po czym wbiegła do łazienki. Nie minęło kilka sekund gdy wyszła. W ostatniej chwili przed wyjściem z dormitorium wysuszyła zaklęciem włosy. Przy drzwiach odwróciła się do wciąż siedzącego na łóżku, zdziwionego Pottera.
-Idziesz?

"I'm friends with the monster, that's under my bed"

* * * 

Siedział przy jej łóżku. Rana już dawno się zagoiła, Remus już dawno się obudził, a ona dalej leżała, blada niczym porcelanowa lalka. Zmęczony po całej nieprzespanej nocy położył swoją głowę na jej nogach, przytulając się do nich. Znużony zamknął oczy, a po chwili poczuł czyjąś dłoń na głowie. Dopiero po kilku minutach zrozumiał że to nie sen, i dłoń głaszcze go po włosach. Otworzył oczy, i spojrzał na rozbudzoną Dorcas.
-Jezu, kocie - szepnął z ulgą. Wstał z krzesła i podszedł bliżej do niej biorąc jej chude ciało w ramiona i przytulając do siebie. Syknęła. Przerażony puścił ją, a ona się uśmiechnęła.
-Możesz mi do cholery jasnej powiedzieć, kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o tym całym cyrku? - zapytała a on zbladł. - Remus wilkołakiem, a wy co? Jego towarzysze życia?
-Dorcas...
-Nie Dorcasuj mi tutaj! - prawie wykrzyknęła, z bólem wymalowanym na twarzy podniosła się na łóżku opierając się o zagłówek i obejmując nogi ramionami. - Czy wyście oszaleli? Mogło wam się coś stać- warknęła a on spojrzał na nią z lekkim uśmiechem - co się szczerzysz?
-Martwisz się o mnie - powiedział
-Jasne że się martwię tumanie! Jesteście nieodpowiedzialni ! - warknęła.
-Gdyby nie my, już byś nie żyła - zdenerwował się, a ona w jednej sekundzie się uspokoiła, jakby wracały do niej wspomnienia z nocy.
-O mój boże - szepnęła, dopiero po chwili na niego zerkając - czy ona..?
-Nie. - przerwał jej nie chcąc słyszeć z jej ust słów "nie żyje". Dziewczyna pobladła a z jej oczu popłynęły łzy. Chłopak nie wiele myśląc usiadł na łóżku znowu biorąc ją w ramiona.
-Ćśś - uspokajał ją, kołysząc w ramionach. W takiej pozycji zastał ich Dumbledor.
-Panienko Meadowes - powiedział patrząc na to jak się od siebie odrywają, z nad swoich okularów-połówek.
-Dzień Dobry, profesorze
-Proszę mi wszystko opowiedzieć. Po kolei. I ze szczegółami. - dziewczyna westchnęła lekko, po czym chwyciła dłoń Syriusza, jakby dodając sobie odwagi.
-Siedziałam w wierzy astronomicznej, kiedy zobaczyłam, że ta dziewczynka.. że ona wychodzi na dwór tak jakby wyszła dopiero z łóżka. Przestraszyłam się i pobiegłam za nią. Gdy doszła do polanki z naprzeciwka wyszły dwie, zakapturzone postacie. Powiedzili że ona jest przestrogą, dla Pana, profesorze i dla każdego zdrajcy krwi, po czym rzucili na nią crucio. Próbowałam ją obronić, ale szybko mnie ogłuszyli. Potem Syriusz rzucił się na jednego z nich, gdy juz zabił.. - szepnęła, a do jej oczu dopłynęły łzy. - no i Remus.. - dodała spoglądając na śpiącego przyjaciela.
-Tak. Chyba rozumem. - powiedział dyrektor
-Ale ja nie - odezwał się Black. - Komu przeszkadza mała dziewczynka?
-Voldemortowi.

"Cause the very thing that I love's killing me and I can't conguer it"

* * *

-Idzie wojna - powiedziała Ann a wszyscy spojrzeli na nią z zaskoczonym wyrazem twarzy. Pani Pomfrey poskładała Remusa, i zanim pozwoliła wejść do skrzydła szpitalnego komukolwiek prócz huncwotom, dzięki czemu chłopak uniknął niewygodnych pytań, mówiąc że siedział z Syriuszem przy Dorcas. Teraz wszyscy zebrali się wokół jej łóżka i patrzeli na nią ze współczuciem. Od kilkudziesięciu minut, nawet po tym jak Dumbledor wyszedł, a huncwoci i dziewczyny weszli, trzymała rękę Syriusza.
-Dlaczego tak sądzisz? - zapytał Lupin
-Cóż. W przeciągu ostatnich tygodni wielu czarodziejów z mugolskich rodzin zginęło. Podobnie zresztą jak czarodziejów którzy związali się w jakiś sposób z mugolami.
-Skąd to wiesz? - zapytał leżący obok na łóżku Dorcas, Frank Longbottom. Biedny chłopak struł się rano zaczarowanymi czekoladowymi żabami. Dla Alicji, która kochała się we Franku od pierwszego dnia szkoły, "niedyspozycja" czarnej była na rękę.
-Tata coś wspominał w liście - mruknęła, zarumieniona.
-Skąd twój tata wie takie rzeczy? - zdziwił się James
-Z pracy - ucięła temat Ann, ale dziewczyny spojrzały na siebie przelotnie, wiedząc że dziś muszą porozmawiać.

"Call me crazy, but I have this vision"

* * *

-Panie Black! - usłyszał głos Pani Pomfrey, gdy wychodzili od Dorcas dając jej odpocząć. Oczywiście mineli się z Deanem, i w sumie to jego przyjście zmusiło ich do wyjścia z sali.
Chłopak witając się z czarną od razu zapytał z przekąsem "A co ty tu robisz?" w jego stronę. Nie wiedział czemu, ale nie chciał wchodzić między Meadowes i niego. Nie chciał jeszcze bardziej jej ranić, więc gdy prawie miesiąc temu, gdy ich relacje już zaczęły wchodzić na stary tor, a on chodził szczęśliwy jak nigdy, postanowił po "przyjaznej" rozmowie z Mikaelsem że odpuści sobie. I tak, znów zaczął jej unikać, a jego serce rozpadało się na milion kawałków. Postanowił więc, że aby o niej zapomieć, zaczenie spotykać się na boku z innymi. Oczywiście Nancy, która wiedziała o wszystkich najświeższych plotkach z Hogwartu, dowiedziała się o tym od razu, i tak zakończył się jego jak dotąd najdłuższy związek.
-Tak, Pani Pomfrey? - zapytał wchodząc do jej małej kanciapki przy wyjściu ze skrzydła szpitalnego.
-Pani Meadowes za jakieś dziesięć minut będzie mogła wrócić do dormitorium. Mogłby się Pan nią zająć? - zapytała, a on uśmiechając się lekko pokiwał twierdząco głową. Podszedł z powrotem do łóżka czarnej, w tym momencie oddzielonego kotarą, bojąc się co zobaczy. Co jeśli się ...? odrzucił od siebie tę myśl. Rozchylił lekko zasłonę, po czym widząc że Meadowes jest sama wszedł. Leżała plecami do niego, oddychając na pierwszy rzut oka spokojnie. Podszedł bliżej, siadając z powrotem na krześle, które wcześniej zajmował, i położył jej dłoń na ramieniu.
-Spierdalaj palancie. Możesz już sobie iść, i ogłaszać światu że zaliczyłeś Wielką Dorcas Meadowes - wybełkotała, ciągnąc lekko nosem.
-Wielką? - zapytał, a ona w jednej sekundzie odwróciła się do niego przodem.
-Ach. To ty - szepnęła, spowrotem kładąc głowę na poduszce.
-On Ci tak powiedział? - zapytał zaciskając pięść, gdy pokiwała twierdząco głową.
-Lubiłam go - powiedziała, a on poczuł ukłucie zazdrości w sercu. Przytulił ją do siebie ściągając wraz z kocem z łóżka i sadzając sobie na kolanach. Gdy miała gorsze dni, to była jedna z jej ulubionych pozycji.
-Zabije gnoja - powiedział a ona parsknęła śmiechem. -Poczekaj, co znaczy że on Cię zaliczył? - dodał, na co ona spojrzała mu w oczy podnosząc jedną z brwi.
-No kto jak kto, Black. Ale ty chyba powinieneś wiedzieć o co chodzi. - powiedziała a on zbladł.
-C..co?
-Żartuje. Chodziło o to, że nie wiem czy zauważyłeś, ale zazwyczaj nie bawie się w bycie czyjąś dziewczyną. A jemu się to udało. I będzie się teraz tym szczycić - mruknęła w jego szyję.
-Nigdy. Więcej. Tak. Nie. Żartuj. -powiedział akcentując każde słowo, czując jak uśmiecha się przy zagłębieniu jego szyi.

"Once told me to seize the moment and don't squander it"

* * *

Szli korytarzem. Było grubo po dwudziestej drugiej, kiedy Pomfrey w końcu wypuściła Dorcas, na samym końcu dając jej eliksir po którym niedługo zaśnie. Black położył jej dłoń na ramieniu, i przytulił, idąc z nią tak aż pod portret Grubej Damy.
-Jak się czujesz? - zapytał gdy rama przesuwała się tak, by wpuścić ich do opustoszałego pokoju wspólnego.
-Zimno mi. I słabo. - powiedziała uwieszając się na nim. Spojrzał na nią. Jej oczy same się zamykały. Eliksir zaczął działać - pomyślał, po czym podciął jej nogi w kolanach i wziął na ręce. - Co ty robisz, Black? - nagle oprzytomniała jednak po chwili opadła znowu z sił, zamykając oczy
-Przenoszę Cię przez próg, kochanie - szepnął jej do ucha gdy już zasnęła w jego ramionach.

"Turn nothing into something"

* * *

-Czy ty, Dorcas Meadowes, bierzesz sobie tego o to mężczyznę za męża? - zapytał stojacy po jej lewej stronie ksiądz. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszędzie biały tiul pomieszany z okropnym, zielonym woalem. Spojrzała na pierwszy rząd z obu stron. Niektórych kojarzyła z przyjęć matki, innych w ogóle nie znała. Spojrzała na Lily, która stała za nią, w sukience o okropnym kolorze zgniłej zieleni. 
Ruda spojrzała na nią smutnym wzrokiem, za nią Ann w tej samej sukience pokiwała przecząco głową a na końcu Alicja z sporawym brzuchem ciążowym zerkała na nią z przerażeniem. Spojrzała na sale. Gdzieś, w oddali widziała Pottera, Remusa, Petera. Była pewna że widzi też Longbottoma, ale nie była pewna. Przy drzwiach stał ON. Ubrany cały na czarno, jakby przyszedł na pogrzeb. Jego stalowe oczy wyrażały pustkę. 
-Kochanie? - Usłyszała szyderczy głos, i dopiero po chwili odważyła się spojrzeć przed siebie. Przed nią stał Malfoy, z obrzydliwą, zieloną muszką przy szyi. 
-Dorcas? - usłyszała głos gdzieś z boku. Spojrzała na dziewczynkę w białej koszuli nocnej, z gołymi stopami, kroczącą przez nawę główną - Czarny Pan, chce Cię zabić osobiście. Osobiście.

"Maby i need a straight jacket face facts, I am nuts for real"

* * * 

Obudziła się zalana potem, oddychając ciężko. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Dziewczyny już dawno spały, co wywnioskowała po kukułce, która wybiła piątą rano. Westchnęła cicho wstając z łóżka. Bała się. Bała się jak cholera, czując jak nogi się pod nią uginają gdy przypominała sobie małą dziewczynkę. Z tego wszystkiego nie zapytała nawet o jej imię. Ze łzami w oczach wyszła z pokoju i skierowała się do dormitorium huncwotów. Weszła po cichu i po chwili leżała już na łóżku Blacka.
-Kocie? Co się stało? - szepnął budząc się przez jej dotyk. Widząc jej łzy przeraził się.
-Miałam zły sen - szepnęła, na co on lekko się uśmiechnął.
-Przy mnie nic Ci się nie stanie - powiedział przyciągając ją blisko do siebie.
-Wiem, dlatego przyszłam.

"I'm just relaving what the voice in my head is saying"

* * *

Obudziła się, gdy zegarek obok łóżka Syriusza wskazywał dziesiątą. Nie poszliśmy na lekcje - pomyślała, czując rękę chłopaka na swojej tali. Gdy poruszyła się, obracając w jego stronę poczuła jak się budzi.
-Mógłbym tak codziennie - mruknął, a ona dopiero zdała sobie sprawę z tego, ze chłopak jest bez koszulki. Przęłknęła ślinę, czując jak jej wewnętrzne ciepło rośnie w zadziwiającym tempie.  - Która godzina? - podniósł się lekko po czym widząc zegarek opadł z głośnym westchnięciem na poduszki.  - Nigdzie się stąd dziś nie ruszamy - powiedział przyciągając ją do siebie i przytulając. Po chwili do pokoju wpadli huncwoci.
-Ty, wiecie że Peter potrafi zmieścić w buzi 10 pączków na raz?

"Keep knocking, nobody's home I'm sleepwalking"

* * *

Siedziała w blibliotece. Nidługo czekały ich egzaminy. A ona, nie miała ostatnio za dużo możliwości do nauki przez Dorcas, Remusa i przyjaciół. Podparła twarz na dłoni, czując że zaraz uderzy głową w blat ze zmęczenia, a jej blond loki opadły na twarz.
-Zamęczysz się - usłyszała cichy szept przy uchu. Przeszły ją ciarki. Spojrzała na Remusa siadającego obok niej.
-To tylko zaklęcia - mruknęła, a on się zaśmiał.
-Tylko? W każdej wolnej chwili się uczysz - powiedział z czarującym uśmiechem, przybliżając się do jej twarzy na kilka centymetrów . Dziewczyna spojrzała na niego lekko przestraszona.
-Mam mało wolnych chwil - powiedziała, gdy w końcu przyzwyczaiła się do jego bliskości. Ciągle nie mogła przyzwyczaić się do ich nagłego okazywania sobie uczuć. Czasami pocałowała go w policzek, ale mimo tego to było dla niej za dużo.
-Co jest między nami? - zapytał ni stąd ni zowąd.
-Ja... - szepnęła, a z jego twarzy natychmiast zszedł jej ukochany uśmiech. - Myślę że dużo - szepnęła, a on ponownie się rozweselił.
-Też tak myślę - powiedział całując ją w usta.

"Cause you never know when it all could be over tomorrow"


1 komentarz:

  1. Życie jest tajemnicą z wieloma pytaniami, które wymagają odpowiedzi, jakie problemy napotykasz na ziemi?
    Czy twój mąż lub żona opuścili twoje życie bez dobrego wyjaśnienia, co sprawia, że jesteś zdezorientowany i chcesz, aby wrócili do twojego życia? Dr Ajayi jest właściwym człowiekiem do tego zadania, jest potężnym rzucającym zaklęcia pobłogosławionym przez swoich przodków i zaakceptowanym przez bogów jako ich rzecznik na ziemi, Dr Ajayi pomóż mi uratować mój zrujnowany dom, przywracając mi męża swoim potężnym zaklęciem . Ja i mój mąż zostaliśmy rozdzieleni 9 miesięcy bez kontaktu, ale dzięki zaklęciu rzuconemu przez Dr Ajayi wrócił i znów jesteśmy jedną szczęśliwą rodziną. Skontaktuj się z doktorem Ajayi, rzucającym zaklęcia, jeśli masz jakiekolwiek problemy życiowe i potrzebujesz szybkiego rozwiązania. Viber lub Whatsapp: +2347084887094 lub e-mail: drajayi1990@gmail.com

    OdpowiedzUsuń