Siedziała w jednej z długich ławek, starając się ze wszystkich sił powstrzymać łzy, podczas przemowy rodziców małej dziewczynki, której nie udało jej się uratować. Dyrektor nie owijał w bawełnę. Nie pozwolił na to, żeby prawda o śmierci jego pierwszoklasistki została zatajona. Po chwili wszedł na podwyższenie i zaczął swoją przemowę.
-Ponieśliśmy wielką stratę. Nie straciliśmy tylko uczennicy. Ale kolejną czarownicę, która powinna żyć jeszcze przez wiele, wiele lat. Dziewczynka ta, nigdy nie powinna była się znaleźć na polanie, wśród niebezpiecznych ludzi. Nie tylko dlatego że była uczennicą. Ale także dlatego, że było to jeszcze dziecko. LORD VOLDEMORT - Dumbledor zaakcentował słowo, a większość ludzi skuliło się na jego dźwięk - zabił NIEWINNE dziecko. W imię czego? Czystości? Wiary w swoje własne przekonanie? Głupotę? Dziecko to zapadnie nam w pamięć. Nam wszystkim. Nie dlatego że przez niecały rok, wykazało się ogromną wiedzą, mimo że nie urodziła się w magicznym świecie, tylko dowiedziała się o nim po jedenastu latach swojego życia. Zapadnie nam w pamięć nie dlatego, że była naszą przyjaciółką, osobą żyjącą w naszej wspólnocie. Ale dlatego, że walczyła do końca. Dlatego właśnie, uważam, że macie prawo wiedzieć, co tak naprawdę się stało! Napadli na nią śmierciożercy ludzie Voldemorta. Podstępem wybawiając ją z zamku!
Potem torturując ją, zabili. Ministerstwo Magii nie życzyło sobie, bym o tym mówił. Ale nie mogę na to pozwolić, ponieważ mimo tego, że pochodzimy z innych domów. Wywodzimy się z innych kultur, nasze serca, biją jednym rytmem. Rytmem, którego Lord Voldemort, nie zagłuszy. - Mężczyzna skończył podchodząc do rodziców dziewczynki, a ona dopiero zdała sobie sprawę z tego że wbija paznokcie w dłoń Syriusza z taką mocą, że przebiła się do krwi, a po jej policzkach od dawna płyną łzy.
-Jednak pamiętajcie - wykrzyknął, stojąc już przy końcu Wielkiej Sali - Gdy boimy się ciemności, zawsze możemy włączyć światło - powiedział, po czym wszystkie świece w wielkiej sali zapaliły się.
"No one will ever understand how much it hurts"
* * *
-Nigdzie nie idę, Lily. Nie mam ochoty. Nie było mnie na próbach, nie mam sukienki, ani butów, ani bielizny, ani nawet partnera. NIC. Nie idę, i już - Dorcas siedziała na łóżku starając się przemówić przyjaciółce do rozumu. Nie chciała iść. Nie chciała widzieć Deana. Na ten moment udawało jej się go unikać, ale ciężko będzie jej to zrobić na balu dla piąto, szósto i siódmio - rocznikaów.
-Dorcas..
-Bal będzie też w przyszłym roku. Jak w tym nie pójdę, to chyba Ci się krzywda nie stanie. Koniec dyskusji - powiedziała wchodząc do łazienki. Dopiero wczoraj przypomniała sobie o balu. A teraz, gdy dziewczyny dowiedziały się że ona nie chce iść, cały czas starały się ją namówić. Ale nie było opcji. Nie znajdzie wszystkich potrzebnych jej rzeczy w dwa dni. Bo dzisiaj mogła co najwyżej pocałować klamkę jakiegokolwiek sklepu. Nie idzie i już. Wyszła z łazienki, po czym zeszła do pokoju wspólnego.
-Co jest, kocie? - zapytał Black, gdy opadła koło niego na kanapie z głośnym westchnięciem.
-Lily mnie zdenerwowała. Nieważne - powiedziała, po czym położyła się kładąc mu głowę na kolanach.
"It's like you're screaming, and no one can hear"
* * *
-Na pewno nie chcesz iść? - zapytała Lily wkładając na siebie pudrową suknię bez pleców. Każdy który tańczył pierwszy taniec, zmuszony był iść na bal godzinę wcześniej, by "w spokoju" przećwiczyć układ przed wielkim wystąpieniem. Z łazienki wyszła Ann, a Dorcas zaczęła żałować że nie idzie. Blondynka miała śliczną białą sukienkę, którą mogłaby równie dobrze ubrać na swój ślub. Gdy do pokoju weszła Alicja, Meadowes była gotowa rozpłakać się, ubierając dres i biegnąc w stronę Wielkiej Sali. Brunetka wyglądała prześlicznie, w srebrnej kreacji. Jej marzenie się spełniło, bo tuż przed balem, Frank Longbottom poprosił ją, czy poszłaby z nim.
-Lily, daj mi spokój - powiedziała, po czym podeszła do niej poprawiając jej blond kosmyk wymykający się wciąż z jej koka.
-Jesteś głupia. Stracić widok Blacka w smokingu...
-A co mnie on obchodzi? - zapytała lekko zażenowana.
-Nie udawaj. Widziałam twoją minę, jak dowiedziałaś się, że idzie z Dianą Knot !
-Błagam Cię. Ona wygląda jakby się z Voldemortem na twarz pozamieniała - powiedziała Dorcas, na co dziewczyny się wzdrygnęły - Oj przestańcie. Jak możecie przestać się obawiać człowieka, skoro boicie się wymówić jego imię? - zapytała, jednak nie usłyszała odpowiedzi, bo do pokoju wpadł Peter.
-Idziecie? Już jesteśmy spóźnieni - powiedział, na co dziewczyny w popłochu zaczęły rzucać się na buty/perfumy/torebki.
-Odprowadzę was na dół. - powiedziała wychodząc za Ann i Alicją
-Już do was idę ! - wykrzyknęła Lily stojąca wciąż w pokoju. Schodziły po kolei a ona z satysfakcją oglądała jak chłopakom po kolei opadała szczęka.
-No nareszcie - sapnął Black. - Oj, kocie, kocie. Jak mogłaś mi to zrobić, i ze mną nie zatańczyć? - zapytał podchodząc do niej, i obejmując ją ramieniem.
-Diana Ci potowarzyszy. - powiedziała strzepując jego rękę. - Idźcie już, bo naprawdę się spóźnicie. - dodała gdy Lily już zeszła z okrągłych schodów.
"What it takes to come alive"
* * *
Gdy zniknęli za portretem Grubej Damy, odetchnęła z ulgą. Wreszcie mogła pobyć sama. Czuła ukłucie w sercu, jednak starała się o tym nie myśleć. Weszła po schodach i skierowała się do
dormitorium. Gdy weszła, od razu zmarszczyła brwi, widząc że na jej baldachimie wisi czarna płachta z zamkiem błyskawicznym. Podeszła bliżej, patrząc podejrzliwie. Sięgnęła po kartkę leżącą na łóżku, i uśmiechnęła się do siebie.
Dorcas!
Tak. Wiemy że nie chciałaś iść. Ale chyba nie zmarnujesz tak cudownej sukienki?
Twoje, L.A.A.
PS. Buty są pod łóżkiem, bielizna w szafce, a partner będzie czekał pod schodami o 20.00!
Spojrzała na zegarek który wskazywał dziewiętnastą dwadzieścia. Z prędkością światła podbiegła do szafki zaglądając do niej. Chwyciła kartonik z napisem "Dorcas", po czym otworzyła wieczko. Oniemiała z zachwytu. W czarnym woalu leżała czarna, koronkowa bardotka, do tego były figi tego samego rodzaju, pas do pończoch, i cieliste pończochy z czarną koronką. Przymknęła z zachwytem oczy.
Wpadła do łazienki, po czym wzięła szybki prysznic. Gdy tylko stanęła przed lustrem, umyta, ubrana już w bieliznę, uśmiechnęła się do siebie, widząc jak świetnie na niej leży. Szybko pomalowała się , wyciągając co rusz inne mugolskie kosmetyki z kosmetyczki Lily i Ann. Gdy już do zrobiła, zaklęciem polokowała włosy, po czym część z nich spięła wsuwkami odsłaniając prawy profil. Wybiegła z pokoju w pośpiechu, po czym rozsunęła zamek, a jej oczom ukazała się najcudowniejsza suknia wieczorowa jaką w życiu widziała. Wykonana z czerwonego materiału. Ubrała ją na siebie delikatnie i pokręciła głową myśląc o dziewczynach, które trafiły idealnie w jej gust i wymiary. Schyliła się pod łóżko i wyciągnęła karton z butami. Wsunęła w nie stopy i z uśmiechem spojrzała w lustro. Wyglądała tak, jakby to ona wszystko wybierała. Spojrzała na zegarek i przestraszyła się widząc 20.03 , z pośpiechem wyszła z dormitorium i zeszła po schodach do pokoju wspólnego, rozglądając się za "partnerem". Chyba przede mną uciekł - pomyślała, a po chwili usłyszała za sobą szmer. Z mocno bijącym sercem odwróciła się, patrząc w stalowe oczy które tak uwielbiała.
-Syriusz?
"And we're standing side by side
As your shadow crosses mine"
* * *
Stanął w cieniu, słysząc odbijający się echem dźwięk obcasów. Gdy zobaczył ją, dwa metry przed sobą, stojącą tyłem do niego, zesztywniał.Wyglądała... idealnie. Seksownie, kusząco, pięknie. Każdy mężczyzna, w tym i on sam, był jej. Miał ochotę nie iść na żaden bal, tylko chwycić ją w ramiona i zrobić to, o czym marzył od dawna - zatopić się w jej ustach. Przełknął ślinę, robiąc krok na przód. Dziewczyna zatrzymała się w półkroku, po czym odwróciła się w jego stronę, a jej mina z sekundy
na sekundę coraz bardziej wyrażała szok.
-Syriusz? - zapytała, a on uśmiechnął się do niej swoim stałym uśmiechem, podchodząc najbliżej jak mógł.
-Cześć kocie - szepnął - Ja miałbym zostawić najlepszą damską partię w Hogwarcie, na pastwę gnicia w dormitorium?
-Ty to wymyśliłeś? - zszokował ją jeszcze bardziej
-Nie bez pomocy. Odwróć się - powiedział, a ona jak zaczarowana, wykonała posłusznie jego polecenie. po chwili poczuła coś zimnego oplatającego jej szyję. Spojrzała na kolię. - Wyglądasz idealnie.
"You almost feel ashamed
That someone could be that important
That without him you feel like nothing"
* * *
Gdy weszli do Wielkiej Sali, pierwszy taniec był już wykonany, a uczniowie siedzieli przy okrągłych stolikach. Wszystko wyglądało idealnie.
Spojrzenia od razu skierowane zostały na nich. Ona i on. Najpiękniejsza dziewczyna w szkole i łamacz kobiecych serc. To jakby księżniczka znalazła swojego księcia, i mieli żyć długo i szczęśliwie. Dotarli do stołu huncwotów, a ona od razu rzuciła się w stronę dziewczyn.
-Jesteście głupie. - szepnęła do nich, a one uśmiechnęły się do siebie.
-Nie licz na jakikolwiek prezent na święta - powiedziała Alicja, a Dorcas wybuchnęła śmiechem.
-Spokojnie. Nie będę. - powiedziała siadając przy stole. Wielka sala wyglądała olśniewająco, z góry spadał śnieg, a cały wystrój utrzymany był w bieli, srebrze i błękicie. Powiększona specjalnie, by spokojnie pomieścić uczniów, i osobistości ze świata magii.
"Shine a light through an open door
Love and life I will divide"
* * *
-Ann, czy to nie twój tata? - zapytała Lily patrząc na mężczyznę siedzącego przy stole tuż obok Dumbledora.
-Taak, mówił że będzie. - powiedziała zerkając na ministra magii. Nie mogła nawet do niego podejść, by zapytać jak się miewa.
-Zatańczymy? - usłyszała szept przy uchu. Spojrzała na lunatyka. Wciąż się na niego gniewała. Nie wiedziała jak postąpić. W sumie, jego kłamstwo było podobnej formy co jej, ale z drugiej strony jemu z nich wszystkich było najtrudniej wybaczyć. Po dłuższym zastanowieniu kiwnęła głową, podając mu swoją dłoń. Stanęli na środku parkietu. Przytulił ją lekko do siebie. Uśmiechnął się lekko a dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
-Jak sie bawisz? - zapytał, czując jak strasznie za nią tęskni. Od jakiegoś czasu nie miał z nią styczności. Unikała go.
-Całkiem nieźle.
-Dalej jesteś na mnie zła? - szepnął, przybliżając swoją głowę do ucha.
-Nie wiem - mruknęła, jednak widząc jego szeroki uśmiech, nie mogła się nie uśmiechnąć. On, jakby wyczytując intencje dziewczyny, po prostu nachylił się, i pocałował jej usta.
"Turn away cause I need you more
Feel the heartbeat in my mind"
* * *
Siedział przy stoliku, patrząc jak James obkręca Lily tak, że dziewczyna prawie traci równowagę, i co chwilę wpada w jego ramiona, śmiejąc się w najlepsze. Po chwili zerknął na Dorcas, śmiejącą się z czegoś co powiedział do niej Longbottom. Wyglądała zjawiskowo. Nawet teraz, siedząc tutaj, widział jak inni faceci patrzą się na nią z pożądaniem. O mały włos nie warknął na Franka, gdy ten po prostu poprosił ją do tańca. Westchnął po czym wstał z krzesła i wyszedł z Wielkiej sali. Stanął przy wielkiej kamiennej barierce siadając na niej tak, by w spokoju móc oglądać księżyc odbijający się w tafli wody. Po chwili poczuł czyjeś dłonie oplatające go w pasie.
-Tak jakoś.. - mruknął, a ona się uśmiechnęła obracając go do siebie.
-Panie Black. Nie wiem czy to ważne, ale zaprosił mnie Pan na bal, i mnie zaniedbuje - tupnęła nogą z uśmiechem, a on podniósł zainteresowany brew w górę. - Nie zatańczyłeś ze mną jeszcze - założyła ręce na piersi, a jej uśmiech zniknął z twarzy. Uśmiechnął się do niej, wstając z zimnego marmuru, i podchodząc od razu do niej. Chwycił jej dłoń, a przez to że echo odbijało sie echem od ścian, słyszeli doskonale muzyke. Przytulił ją do siebie, i zaczął kołysać się w jej rytm. Miał ochotę zabrać ją do swojego pokoju, i zanurzyć się w jej ramionach, całując całe jej ciało. Ale odpuścił.
"It's the way I'm feeling I just can't deny
But I've gotta let it go."
* * *
Śmiejąc się, szli w stronę pokoju wspólnego. Wszyscy huncwoci już dawno byli w pokoju. Zresztą nic dziwnego, słońce już wkradało się ponad horyzont. Spojrzał na blondynkę.
-Nie przyzwyczaję się do tych włosów - powiedział zakładając jej jeden z kosmyków w kok.
-I nie rób tego. Już niedługo ich nie będzie - uśmiechnęła się. - Nie chcę iść do pokoju.
Mówiąc to zrobiła tak zbolałą minę że nie mógł się nie zaśmiać. Pociągnął ją na trzecie piętro, i po chwili otwierał już drzwi do ich małego raju.
-Madam - powiedział do zdziwionej Gryfonki
-Jak?
-Niespodzianka. To pokój, który pojawia się gdy czegoś potrzebujesz. - powiedział wpuszczając ją do środka. Widok wbił ją w ziemię. Przed nimi rozprzestrzeniał piękny las, oświetlony przez tysiące gwiazd i księżyc w pełni. Po środku cudownej polany znajdował się ciemny koc, a na około nich rozprzestrzeniały się fioletowe kwiaty.
-James! - wykrzyknęła zdzwiona. Chłopak uśmiechnął się szeroko widząc jej zszokowaną minę.
-Jak Ci się podoba? - zapytał zamykając drzwi, i podchodząc do koca, ciągnąc ją za sobą za rękę.
-Jest cudownie - szepnęła kładąc się koło chłopaka. Od jakiegoś czasu, czuła się przy Potterze bezpiecznie. Szczęśliwie. Potrafił nawet w najtrudniejszych momentach ją rozweselić. Ale i ona, chciała być przy nim i wspierać go, coraz częściej. Chciała cieszyć się z jego sukcesów, i smucić się z nim z jego porażek. Spojrzała na niebo rozświetlone nagle spadającą gwiazdą. Szybko pomyślała życzenie. Żeby nigdy nic nas nie poróżniło, żebyśmy trwali razem wiecznie przy swoim boku. Zamyślony chłopak spojrzał na Lily, gdy ta miała zamknięte oczy. Uśmiechnął się do siebie. Kto by pomyślał rok temu, gdy zaczynała mu się podobać, że będzie teraz tu z nią leżał? Zadowolony z siebie dotknął jej policzka, pochylając się nad nią lekko. Dziewczyna otworzyła oczy przerażona, jednak po chwili to uczucie z jej twarzy zniknęło, zastąpione czymś innym, czymś czego nie potrafił określić. Jednak to dobre w jego mniemaniu uczucie sprawiło że odważył się pochylić na nią bardziej, i dotknąć jej ust po raz drugi w swoim życiu. Tym razem Evans nie pozostała mu dłużna. Przyciągnęła go do siebie mocniej, wplatając swoją dłoń w jego włosy. Uśmiechnął się między pocałunkami. Chciałby żeby ta chwila trwała wiecznie..
"We found love in a hopeless place"
________________________________________________________________________________________
Martwię się.
Może nie tym, że nikt tego nie czyta.
Ale na pewno tym że nikt nie komentuje.
Dzięki Ci Taylor, że mnie wspierasz :)
Rozdział specjalnie dla Ciebie, za to że mnie zmotywowałaś :)
Martwię się.
Może nie tym, że nikt tego nie czyta.
Ale na pewno tym że nikt nie komentuje.
Dzięki Ci Taylor, że mnie wspierasz :)
Rozdział specjalnie dla Ciebie, za to że mnie zmotywowałaś :)
Dziękuję :* To naprawdę jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam, ogólnie bardzo mi się podoba twój styl pisania i twoje pomysły *.*
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału: jejciu, Syriusz i Dorcas, Lily i James, Ann i Remus <3 No i fajnie, że Alicja wyszła z Frankiem, bardzo lubię jej postać.
Czekam na nowy rozdział i przy okazji zapraszam do mnie na nn ;*
Pozdrawiam i życzę duuużo weny i motywacji :***
original-family.blogspot.com
Kocham to jak piszesz <3 Oby tak dalej :*
OdpowiedzUsuńWysłałaś mi zaproszenie na swojego bloga już na prawdę dawno temu. Dopiero dzisiaj znalazłam chwilę czasu, więc stwierdziłam, że przeczytam, zwłaszcza, że piszesz o Hunwotach.
OdpowiedzUsuńNie wiem nawet od czego zacząć. W każdym rozdziale tyle się. Wszystko czytało mi się na prawdę dobrze i sprawnie. Masz bardzo lekki i swobodny styl pisania, błędów też nie widziałam.
Cieszę się, że wszystko zaczyna się układać. Dorcas i Syriusz pasują do siebie wręcz idealnie. Widząc, że zależy im na sobie nawzajem. Mam nadzieję, że w końcu, skoro już nikt im nie przeszkadza, będą razem.
Lily i James są razem uroczy. Widzę, że też powoli zbliżają się coraz bardziej do siebie. Poszli przecież razem na bal i całowali już dwa razy. Widze, że na twoim blogu obie te postaci są dojrzalsze, niż na większości innych. James nie biega za nią i nie wykrzykuje na każdym kroku 'Evans umówisz się ze mną?', natomiast Lily nie wrzeszczy na niego bez opamiętania. I jak dla mnie jest to zdecydowanie wielki plus.
Ann i Remus też znowu się do siebie zaczynają zbliżać. Po drobnych problemach, dotyczących skrywanych przez nich tajemnic znowu powoli wychodzą na prostą.
Alicja jest z Frankiem. Chociaż o nich nie będę się zbytnio rozwodzić, ponieważ jest ich mało w całej historii.
W każdym razie twój blog bardzo mi się podoba. Dodaje go do obserwowanych i czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Dorcas
PS. Mam też nadzieję, że w wolnym czasie zajrzy na mojego bloga i podzielisz się ze mną swoją opinią.
www.hogwart-za-czasow-huncwotow.blogspot.com
Życie jest tajemnicą z wieloma pytaniami, które wymagają odpowiedzi, jakie problemy napotykasz na ziemi?
OdpowiedzUsuńCzy twój mąż lub żona opuścili twoje życie bez dobrego wyjaśnienia, co sprawia, że jesteś zdezorientowany i chcesz, aby wrócili do twojego życia? Dr Ajayi jest właściwym człowiekiem do tego zadania, jest potężnym rzucającym zaklęcia pobłogosławionym przez swoich przodków i zaakceptowanym przez bogów jako ich rzecznik na ziemi, Dr Ajayi pomóż mi uratować mój zrujnowany dom, przywracając mi męża swoim potężnym zaklęciem . Ja i mój mąż zostaliśmy rozdzieleni 9 miesięcy bez kontaktu, ale dzięki zaklęciu rzuconemu przez Dr Ajayi wrócił i znów jesteśmy jedną szczęśliwą rodziną. Skontaktuj się z doktorem Ajayi, rzucającym zaklęcia, jeśli masz jakiekolwiek problemy życiowe i potrzebujesz szybkiego rozwiązania. Viber lub Whatsapp: +2347084887094 lub e-mail: drajayi1990@gmail.com